Niby nic, a więcej niż wszystko...
Witajcie,
Chociaż dzisiaj Mikołajki, to mam nadzieje, że jesteście w
tej większości, gdzie najpierw trening, później prezenty J Jeśli nie, to od razu po
przeczytaniu mojego dzisiejszego posta, zabierzecie się za robotę. Wczoraj
miałam przyjemność pobiec w II Biegu Mikołajkowym w Poznaniu na dystansie 10
km i z miłą chęcią podzielę się z Wami tym tutaj…
Tym razem mój wynik brzmiał dosyć słabo: 1079/1386 miejsce w
kat.open, 141 w kat. wiekowej K, 342 w kat.
Wiekowej K/M, czas netto 1:00:33. Zatem szału nie ma, aczkolwiek nie o wynik tutaj chodziło, a o
cel i dobrą zabawę, a to razem wzięte
jak wiemy uświęca nie tylko środki J
Poza tym bieganie nie jest moją miłością sportową, tak jak kolarstwo… Mimo
wszystko jestem zadowolona i uważam tą zabawę za kolejne doświadczenie w drodze do realizacji wytyczonego marzenia,
które przeobraziłam w swój życiowy cel. Kiedy na linii startu staję ponad 1300 osób,
aby podobnie jak ja pobiec i tym samym przyłożyć swoją cegiełkę dla lepszego
Bycia jakiegoś dziecka to naprawdę nie potrzeba większego dopingu. Jeśli przy
tym jeszcze postawiłam sobie swój osobisty, dodatkowy cel jakim była dedykacja biegu dla
ważnej dla mnie Osoby, wtedy taki bieg
staję się czymś więcej niż wszystkim. Po krótkiej rozgrzewce nastąpił nasz
start, tzn. tysiące Mikołajów zgodnie z przydzielonym sektorem startowało
kolejno, ja byłam w sektorze zielonym-a więc zgodnym z moim kolorem oczu i
zadeklarowanym czasem pokonania dystansu 10 km. w 1 godzinę. Na trasie było strasznie
ciasno, teren stosunkowo wymagający, z licznymi podbiegami, nierównościami,
więc wyprzedzanie nie należało do łatwości. Poza tym liście były nieco śliskie i zbiegając z górek też trzeba było zachować szczególną ostrożność. Popełniłam
też spory błąd, gdyż na starcie byłam zbyt ciężka. Oznacza to, że przed biegiem
spożyłam zbyt duży posiłek. Z racji tego, ze start był o godzinie 12, zdążyłam
przyjąć duże śniadanie i bezpośrednio przed biegiem koktajl owocowy. Zazwyczaj
nie testuję tego typu rozwiązania jeśli chodzi o paliwo i to był mój błąd. O
zasadach jak należy się przygotować do zawodów, zarówno pod kątem treningów i
odżywiania, w innym już poście. Mój błąd spowodował, że nie biegło mi się
najlepiej, ale cóż trzeba było sobie poradzić, cierp ciało coś chciało i mimo
wszystko biec z tym przeciążeniem brzucha. Pierwszy podbieg troszkę zmęczył,
później było nieco lżej, i ogólnie biegło się bez większych problemów, aż do
stacji 6-tego kilometra, gdzie do pokonania było kolejne spore
wzniesienie. Poczułam coś w stylu
kryzysu, zaczęła się walka z oddechem i pewnego rodzaju sporym zmęczenia jakie zaczęłam odczuwać. Przez
moment miałam też wrażenie, że moja cukrzyca domaga się cukru, ale postanowiłam
jeszcze nie reagować. Był to moment gdzie chciałam na chwile przystanąć, ale
wiedziałam, że nie ‘mogę’ sobie na to pozwolić. Nie chciałam ponosić strat
czasowych, poza tym bardzo często chwilowy przystanek wcale nie musi oznaczać
tego lepszego dalej biegu. Rozpoczęła się walka z własnymi słabościami i w
takich chwilach najlepsze co mi pomaga
jest przywołanie w swoich myślach: celów dla których coś robię oraz
wszystkiego co dobre, co nam pomaga. Ja oprócz tych celów dla których biegłam,
które były ważne, myślałam o swoim marzeniu-celu, wtedy zdecydowanie łatwiej
pokonać słabe ogniwa i skierować mózg na myślenie na inne tory. Moja
autoterapia trwała jakieś kolejne 3 kilometry, gdzie dobiegałam do kolejnych
stacji z rodzajem oporu jaki stwarzał mój organizm i moje ciało. Kiedy
przekroczyłam już stację 9 km poczułam ulgę i w myślach sama do siebie
powiedziałam "Ania jesteś zajebista!".
Ostatni kilometr był już biegiem z przyjemnej góreczki. Zaczęli pojawiać się
kibice, a do uszu napływała coraz głośniej muzyka. Nagle w oczach zobaczyłam już napis meta i wtedy zaczęłam już biec z
poczuciem jeszcze większego zwycięstwa, i uznania dla siebie. Przekroczyłam tą
znacząca linię, i daje sobie to co
najlepsze w tym wszystkim, a więc dawkę jeszcze większej siły, mocnego
charakteru i realizacji celów, co czyni to przeżyciem bezcennym. Fizycznie
byłam zmęczona, psychicznie jednak coraz mocniejsza. Moja cukrzyca po raz
kolejny była dla mnie dobra, cukier przed startem 166, po biegu 99. Koktajl,
który spożyłam bezpośrednio przed treningiem nie był okupiony dodatkową dawką
insuliny, bolus podstawowy pozostawiłam na stałym poziomie, także do przodu. Moi Drodzy zachęcam Was do brania udziału w tego
typu inicjatywach, nie tylko w okresie
świątecznym, gdzie chętniej wspiera się innych, ale przede wszystkim przez cały
rok, wspierajcie przede wszystkim siebie i swoje zdrowie. Dobra forma świadczy
o nas samych, im jest lepsza tym więcej osiągamy w życiu, bo to w końcu przekłada
się na wszystkie pozostałe sfery życia.
Pamiętajcie - Im cięższą prace wkładasz, tym więcej dobrego
dostajesz!!!.
Pozdrawiam Was Mikołajkowo, Ania :)
Komentarze
Prześlij komentarz