10. PKO Poznań Półmaraton

Witajcie.
W dzisiejszym artykule nie może być inaczej, jak o najważniejszym dla mnie wydarzeniu mijającego tygodnia, jakim bez wątpienia był kolejny Półmaraton, który tym razem pokonywałam w Poznaniu. Był to już drugi mój bieg w tym roku na tym dystansie, który tym samym zbliżył mnie do celu zdobycia Polskiej Korony Półmaratonów. Od Półmaratonu w Gdyni upłynęło zaledwie tydzień, a więc czasu na regenerację nie było zbyt dużo. Udało się jednak odzyskać siły i w niedzielę o godzinie 9 z uśmiechem na twarzy i energią wystartować. Jak to robi się w Poznaniu?


Pogoda w niedzielę do biegania jak na zamówienie. Piękne słońce, delikatny wiaterek, czego chcieć więcej? Biegaczy czekających na godzinę zero ponad 10 tys. Sporo, co niestety przyczyniało się do korkowania na trasie, a więc momentami robiło się ciasno, zwłaszcza na początku biegu. Zanim jednak wystartuję, muszę zaznaczyć, że rozgrzewka w Poznaniu była super. Zazwyczaj w innych miastach zawodnicy we własnym zakresie przeprowadzają rozgrzewkę. Poznań zadbał o ten element super. Szkoda tylko, że zakres ruchów był tak ograniczony. Trudno jest w tłumie, gdzie niemalże jeden stoi przy drugim się rozgrzewać. Mimo to prowadzący dawali takiego Powera, że dawało się wykrzesać ruchy w rytm muzyki. 

Start, na librze 245, czyli bezpiecznie. Ponownie celowo dążyłam do tego poziomu glukozy. Żele są, batony też, można być spokojnym. Po kilku metrach pojawił się problem, z bioder zaczął osuwać mi się pas. Początkowo próbowałam radzić sobie z tym, poprawiając go co kilka metrów. Niestety było to bardzo irytujące. W końcu przystanęłam i zaczęłam walczyć z regulacją. Niestety coś się zacięło i jedynym ratunkiem było jego zdjęcie, więc dalej biegłam trzymając go w ręku. Incydent ten opóźnił mnie o jakieś 5 minut. Wiedziałam, że nadrobić ten czas będzie mi trudno. Zwłaszcza, że staram się biegać w równym tempie. Na dalszym etapie, kolejny problem, wypadające bidony z pasa. W jednym cenny izotonik z węglami, w drugim woda. Po przebiegnięciu około 30 minut gdy pozbyłam się jednego z żeli, podjęłam decyzję, że przekładam rzeczy do drugiego pasa, a kłopotliwego się pozbywam. Niesamowita ulga, ale strata kolejnych 2-3 minut. Starałam się jednak o tym nie myśleć, tylko w przyszłości zabezpieczać się w mniej kłopotliwe akcesoria biegowe.

Pierwsze kilometry mimo problemów biegło mi się super. Atmosfera na trasie rewelacyjna, kibiców pełno i z uśmiechem. Punkty odżywcze bardzo szczodrze zaopatrzone. Dużo czekolady, cukru w kostkach oraz bananów, wody i izotoników. Wolontariusze, nie tylko sprawnie podawali kubki z napojami, ale dopingowali też energicznie. Organizatorzy zadbali również o oprawę muzyczną. Co kilka kilometrów muzyka na żywo dodawała sił i powodowała, że mimo zmęczenia wciąż chciało się biec dalej, bo jak mogło być w końcu inaczej. Trasa dosyć prosta, przyjemna, ciekawa, z kilkoma podbiegami, ale nie trudnymi. Najgorszy odcinek przebiegał po drodze dębińskiej, na której za wiele się nie działo, a był dosyć długi. Tak, że trzeba było się trochę wesprzeć swoją motywacją i uruchomić techniki, które sprawdzają się najlepiej. 

Zupełnie inaczej biegnie się dystans połówki maratonu w swoim mieście. Inaczej, oznacza oczywiście na plus. Wcześniejsze zapoznanie się z trasą, znajomość miasta, zdecydowanie ułatwia pokonywanie kolejnych kilometrów. Na każdym odcinku, nawet jeśli gdzieś nie zauważy się chorągiewki z pokonanym już dystansem, orientacja bardzo pomaga. Poza tym fajnie jest spotykać swoich znajomych biegaczy, którzy razem z tobą zmierzają do upragnionej mety. Z dotychczasowych doświadczeń, poznański półmaraton uważam za najlepszy z moich dotychczasowych. 

Na zakończenie biegu meta, która była czymś niesamowitym. Czerwony dywan, muzyka i cała atmosfera, powodowały, że każdy bez względu na osiągnięty wynik, mógł czuć się na niej zwycięzcą. Myślę, że tak właśnie było, bo wbieganie na metę było czymś bardzo przyjemnym i wynagradzającym wcześniejsze trudy, nie tylko te napotykane w tym szczególnym biegu, ale również podczas całego etapu przygotowawczego. Po przekroczeniu mety na wszystkich czekała regeneracja, zarówno pod względem odżywiania, jak i masaży. Tak, że cała organizacja na bardzo dobry z plusem.

Moja cukrzyca tego dnia również była dla mnie bardzo przychylna. Bieg zakończyłam z poziomem 134 mg%. Jeszcze nigdy nie udało mi się tak dobrze przewidzieć zapotrzebowania na insulinę podczas biegu, wszystkie zmienne pasowały jak nigdy wcześniej. W każdym punkcie odżywczym, czyli co 5 km, przyjmowałam około 40 g węglowodanów. Dawka podstawowa na dwie godziny przed startem i podczas jego trwania obniżona o 50%. W tym dniu postawiłam na moc, nie myślałam z jakim wynikiem na librze skończę. Nie chciałam marnować siły i czasu na ich odzyskiwanie w skutek niedocukrzeń. Czasami warto zaryzykować, a cukrzycę zepchnąć na dalszy plan. W końcu czym jest jeden zły poziom do wiecznych poziomów? Niczym, i większych szkód nie zrobi naszemu organizmowi. Mnie udało się przejść ten test bez zbędnej hiperglikemii, a więc do odważnych świat należy :). Tym razem życiówki nie wykręciłam. Pewnie problem z pasem przyczynił się do pewnych strat czasowych. Mimo wszystko, meta była moim Szczęśliwym momentem. W Gdyni z życiówką, ale z brakiem sił na jej celebrowanie. W Poznaniu za to bez, ale z pełną petardą na więcej. Kolejny Półmaraton za mną i już szykuję się na kolejne wyzwanie. Chyba już bez tych wyzwań nie potrafię. Pozostawiłam swój ślad w Poznaniu i był to mój najlepszy ślad na wielkopolskiej Ziemi. Poznań jest dla mnie miejscem szczególnym, bo tutaj żyję. Codziennie mierzę się ze wszystkim co zwykłe, codzienne. Czerpię sporo radości, inspiracji, ale też miewam chwile zwątpień. Każdego dnia jednak wstaję i  robię to co muszę? Chyba bym się udusiła, gdybym musiała i tylko musiała... Robię przede wszystkim to co czuję... Daje mi to siłę na dużo więcej, a w chwilach zwątpienia na wiarę w siebie, której czasami może brakować. Nie bójmy się sięgać po marzenia. Nawet z cukrzycą, z każdą inną przypadłością, da się sięgać niemożliwego… Idź i sięgaj swoich marzeń, bo Twoje życie jest tego warte, bo Ty jesteś tego wart… Do poczytania niebawem :)

Pozdrawiam, Ania :)



Komentarze

  1. Podziwiam! Trzymam kciuki za kolejne sukcesy i za zdrowie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje!!!Zdrowie daje mi wlasnie Aktywosc- Polecam👍😊😊

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty