Wakacyjne vademecum cukrzyka.

Witajcie,
Wakacje w końcu w pełni, więc nie ma co, jak tylko pozostać w lekkim klimacie. Lekkim, ale wciąż z głową na karku. W końcu od cukrzycy nie ma urlopu, nawet jakbyśmy się bardzo o to postarali. Szczęśliwi wciąż Ci, którzy cały czas jeszcze przed upragnionym czasem błogiego wypoczynku. Nie wiem jak Wy, ja swoją kolejną przygodę zaczynam dokładnie za 3 tygodnie. Walizki jeszcze nie pakuję, ale czas wielki rozpocząć przygotowywania, gdyż wiadomo, czas leci bardzo szybko... Dzisiaj o walizce podróżniczej cukrzyka w pigułce…

Przed, czy po wakacjach, nie ważne. Zawsze można być w końcu przed kolejnymi. Wracając każdego roku z letnich wakacji, planuję już kolejny punkt podróży w kalendarzu. Pomaga mi to wrócić do codzienności, która zazwyczaj nie jest łatwa. Poza tym przetrwać te szare, deszczowe dni, których niestety w naszym klimacie nie brakuje. Trzeba sobie w końcu jakoś radzić, a cel uświęca środki, więc jak się nie ma tego co się lubi, trzeba nauczyć się lubić to co się ma i mieć nadzieję, że to co się lubi, w końcu nadejdzie. Planowanie i konkretyzowanie celu bardzo pomaga w każdej dziedzinie życia…

Dobrze, to by było na tyle z bujania w obłoczkach, co uwielbiam robić, jak przystało na nieokiełzaną marzycielkę, która ma spore parcie na spełnianie tego czego pragnie. Zanim jednak znajdę się w swoim wybranym zakątku Ziemi, muszę zapakować do walizki przede wszystkim swoją szanowną słodycz. Cwana za nic na świecie nie chce separacji ze mną. Ktoś chyba tego do końca nie zaplanował. Przecież z cukrzycą, czy inna przypadłością, mogłoby być chociaż czasami jak ze związkami. Separacja na jakiś czas i płomień wraca, no powiedzmy, że cukrzycowa motywacja...

Mimo wszystko nie można dać się zwariować. Wakacje to wakacje, dlatego o cukrzycę dbam jak każdego normalnego dnia, ale też nigdy nie dopuszczam do sytuacji, aby choroba stawiała mi granice. W końcu trzeba być panem losu, a nie podwładnym. Odwrotne podejście jest zabronione, bo tylko ogranicza życie cukrzyka z cukrzycą, jakby mogło być inaczej w tym duecie. Dobrze, już miało być naprawdę konkretnie. Jakoś dzisiaj trudno mi jest zachować umiarkowanie w laniu wody. Zły dzień, czy może problem z koncentracją, a może jeszcze coś innego… Bez względu na to jak jest, prawda jest jedna, są wakacje, więc luz jak najbardziej mile widziany :)

Walizka cukrzyka w pigułce:
1. Insulina, paski, całe osprzętowanie, o którym oczywiście myślimy wcześniej, dużo wcześniej. Mój Przyjaciel w ubiegłym roku prawie przegapił termin wakacji. Był święcie przekonany, że urlop zaczyna tydzień później. Dopiero telefon od właścicielki apartamentu uświadomił mu, że to już dzisiaj miał się u niej meldować. Przyznam się szczerze, że dla mnie  sytuacja nie wyobrażalna, aby spakować się w niecałe kilka godzin i ruszyć w drogę. W życiu jak wiadomo bardzo dużo jest możliwe. Można? Oczywiście, że można. Mnie pewnie byłoby trudniej. Chyba, że będę miała przygotowany swój arsenał narzędzi w pełnej gotowości na klika dni wcześniej. Z obecnego punktu widzenia, jest niedziela, ja mam w szufladzie 3 wkłucia, opakowanie insuliny, nadmiar pasków do glukometru, glukagon. Trochę słabo, aby wyruszyć w spontaniczną podróż.
2. Recepty, ważna sprawa. W dzisiejszych realiach chyba trzeba być przygotowanym na wiele. Insulina, paski, nie ważne, czy w Polsce, czy w innym europejskim kraju raju posiadają tę samą nazwę handlowa. Nie wiem jak tam Wy, ja pakuję recepty do specjalnej podróżniczej teczki z innymi ważnymi dokumentami.
3. Ubezpieczenie, bez którego za granicę się nie ruszam absolutnie. Wykupione już na długo przed planowanym terminem. Na polisie zawsze zawarta informacja - Choroby przewlekłe! Pracując w ubezpieczeniach natrafiam na różne historie. Dziwią mnie sytuacje, kiedy ktoś wydaje na podróż, np. 5 tys., a zastanawia się, czy wykupić ubezpieczenie, które jest kroplą w morzu wakacyjnych wydatków. Owszem mamy EKUZ, ale przykładowego transportu naszego ciała do kraju on nie pokryje. Pewnie zawsze można podejść tak, że to już nie będzie mój problem... Nasz nie, ale naszej najbliższej rodziny. Ja nie chciałabym zapewnić im pamiątki w postaci kredytu. Wolę, aby mimo wszystko mieli po mnie inne wspomnienia.
4. Peny, peny i jeszcze raz peny, bez względu na to na jakiej metodzie leczenia się jest. Oczywiście w tym momencie muszę też wspomnieć o glukometrze, bo to również tylko sprzęt i może nawalić. Nie ważne, czy na penach, czy na pompie insulinowej, peny trzeba mieć  przy sobie zawsze. Zwłaszcza wtedy, kiedy wybywa się w dłuższą i dalszą podróż. Pompa może zawieść, nasz długoletni pen również. Peny biorę przynajmniej dwa, a może nawet i trzy. Od przybytku w końcu głowa nie boli
5. Zaświadczenie lekarskie potwierdzające, że jest się cukrzykiem. Odkąd wprowadzono opłatę za jego wystawienie - 50 zł, trzymam w foli i wygląda jak nówka, ale w każdą podróż zabieram obowiązkowo. Jeszcze nigdy nie musiałam go wyjmować, aby potwierdzać fakt, że nie jestem wielbłądem tylko cukrzykiem, np. przy odprawie celnej, kiedy to mam pompę podłączoną, bo nie powinno się jej wkładać do skrzynki i poddawać promieniowaniu na bramce (zalecenia producenta). Zawsze mimo wszystko czuję się bezpiecznie.

Uwielbiam podróżować,  to jedna z moich ulubionych form relaksu. Poza tym uważam, że podróże to ta wartość, która zostaje na zawsze i której nikt nie jest w stanie zabrać. Można poznać nowe miejsca, kulturę, ludzi. Podróże też uczą wrażliwości, empatii i rozumienia inności... Nie wyobrażam sobie, aby cukrzyca miała mnie tutaj ograniczać. Wręcz przeciwnie, powinna bardziej motywować, bo w końcu to choroba, która niestety jest zdradliwa. Warto zatem cieszyć się każdą chwilą. W końcu nigdy nie ma się pewności, czy ta chwila nie jest tym najlepszym momentem, który za chwilę może okazać się szczytem góry nie osiągalnym… W końcu „Bywają momenty, gdy się w świadomości przeżywa znacznie więcej, niż przez całe lata” F.D. Coś w tym jest. Czasami potrzeba wielu lat, wielu błędów, aby poczuć i przeżyć coś niezwykłego… Wakacji bezpiecznych i pełnych wrażeń dla Was :)

Pozdrawiam, Ania :)

Komentarze

Popularne posty