Półmaraton Philips 2017

Witajcie,
W dniu dzisiejszym postanowiłam, że zamiast o odżywianiu napiszę o moim ostatnim półmaratonie, jaki miał miejsce w niedzielę w Pile. Póki „emocje” jeszcze nie ostygły i to co najważniejsze nie uleciało gdzieś w kosmos. Pamięć zdecydowanie dobra, ale niestety krótka. Zresztą, nie ma co za długo mielić tematu, bo przede mną kolejne wyzwanie, na którym trzeba się skupić. Zatem czas na wnioski, szybki reset i jedziemy dalej. Brzmi dobrze, ale, czy tak zawsze się udaje? Niestety nie mnie. Zatem co z tym ostatnim biegiem od kuchni…


Półmaraton Philips był 27, jaki w pierwszą niedzielę września odbywa się co roku właśnie od 27 lat. Wczoraj jak z kolegą przeglądaliśmy wyniki zawodników z czołowych miejsc w poszczególnych latach, czasami trudno było uwierzyć w tak dobre czasy, jakie biegacze są w stanie osiągać. Oczywiście raz dystans 21 km 97,5 m czołówka pokonywała poniżej godziny, a w innym roku niewiele ponad godzinę, co zapewne podyktowane było np. warunkami atmosferycznymi, ale to tylko domysły. Trzeba byłoby pogrzebać w historii i dochodzić szczegółów pogodowych. Tylko po co i na co nam to? Głębszy sens w tym żaden, przynajmniej z mojego punktu widzenia. 

Wczorajsza pogoda, trzeba przyznać, była idealna na dłuższy bieg. Nie gorąco, nie zimno, więc biegło się z tego względu dobrze. Wiatr też nie przeszkadzał, a słońce oszczędziło promieni. Szkoda, bo mnie akurat tych promieni brakowało. Najważniejsze jednak, że nie padało, szczęśliwie zaczęło dopiero wtedy, kiedy było już po wszystkim. 14 st. plus deszcz to raczej słabe okoliczności, które na pewno nie należą do sprzyjających. Tak, że pogoda w Pile na zamówienie.

Sama organizacja dobra, ale miałam okazję brać udział w lepszych tego typu imprezach biegowych. Sam fakt, że pojawiła się „mała”, a może wcale nie mała, afera ze źle obliczonym dystansem, bo tak naprawdę cała trasa miała o 500 m więcej. Dla niektórych te 500 m jest jednak istotne, bo jeżeli ktoś zakładał za cel zejście np. poniżej określonego limitu czasowego i brakowało mu kilku sekund, to jednak ten przedłużony dystans robi mu sporą różnicę. Zobaczymy jak ten problem zostanie rozwiązany przez organizatorów. Mnie udało się skończyć z wynikiem 2:00:28 s., a więc jeżeli te 500 m zostanie uznane za błąd, to na pewno mój oficjalny czas będzie poniżej 2 godzin. Jakoś specjalnie się tym nie przejmuję, bo w końcu sama wiem jaka jest prawda i nie potrzebuję jakiegoś potwierdzenia i przepraszania. Zresztą jestem zwyczajnym biegaczem, który nie walczy o żadne miejsca na podium. Zakładałam, że moim założeniem i celem zarazem jest zmierzyć się ze swoimi słabościami, udowadniając, że jestem ponad to, co na tu i teraz jest złe i to by było na tyle. Satysfakcja? Może i jakaś tam  jest, chociaż ostatnio marnie z nią… Ale do tego wrócę ciut dalej…

Prawie zawsze i tym razem nie było inaczej, problemem był cukier. Oczywiście w godzinach porannych, na 1-2 godziny przed startem, hiperglikemia. W tym momencie zbijanie jest dla mnie zawsze sporym wyzwaniem. Zawsze muszę mieć na uwadze fakt, że za niedługo godzina zero, a więc korekta musi był tak obliczona, aby bezpośrednio przed startem, czy tuż po rozpoczęciu biegu, nie walczyć z tym co w tym wypadku najgorsze, czyli niedocukrzeniem. Zatem korektę podałam pomniejszoną o połowę wyliczeń kalkulatora bolusa, a później co kilka minut monitorowałam glikemię za pomocą FreeStyle Libre, sugerując się w dalszych działaniach trendami, a więc strzałkami. Zadecydowałam, że na czas biegu oraz przed nim, dawkę podstawową pozostawiam bez zmian. Startowałam z poziomem 226 strzałka prosta, bieg zakończyłam z poziomem 146. Oczywiście na punktach nawadniana spożywałam również izotonik, w ilości 100-200 ml  na 5 km. Po przekroczeniu 17 km spożyłam dodatkowo żel energetyzujący, bo zaczęłam odczuwać spadek poziomu energii. Tak, że po raz kolejny  mimo porannych problemów z poziomem cukru, udało się opanować całą sytuację i przebiec bez niepożądanego epizodu hipoglikemii.

Sama trasa była lekka, tzn. bez wzniesień, prosta droga, więc rzeczywiście w Pile można robić życiówki. Oczywiście jeżeli się odpowiednio wcześniej na to przygotujemy, czyli solidnie trenując, najlepiej z planem treningowym ułożonym pod nas przez fachowca. Mnie najlepiej biegło się pomiędzy 11 a 17 km., czułam wtedy moc. Może późniejszy spadek energii był spowodowany brakiem odżywiania? Niestety na trasie brakowało punktów odżywczych, np. banan, czekolada, czy chociażby cukier w kostkach. Były tylko tabletki Dextro Energy, których osobiście nie lubię i używam w ostateczności. Przy sobie miałam 2 żele, które raczej traktowałam jako sytuacje awaryjną związaną z hipoglikemia pomiędzy punktami odżywczymi.

Ogólnie niedzielny półmaraton mogę uznać za dobry, ale dla mnie był doświadczeniem dość specyficznym. Po raz pierwszy raz w życiu, podczas startu i w trakcie pokonywania swoich kilometrów, nie czułam żadnych emocji, satysfakcji, ani nie potrafiłam zająć głowy jakimikolwiek myślami podczas biegu. Praktycznie biegłam od tabliczki do tabliczki, która dowodziła o przebyciu kolejnego kilometra. Nawet uczucia związane ze zmęczeniem były jakby nie moje, tzn. jakby ich nie było. Gdzie jesteś, starałam zadać sobie chociażby takie pytanie, nie potrafiłam jednak jego postawić, tym bardziej na nie odpowiedzieć. Nagle stałam się jak robot, który zaprogramowany musi zrealizować swój cel, mimo, że planowałam chociażby udowodnić sobie, że jestem ponad pewne złe rzeczy. Takie refleksje po biegu mnie nachodziły, takie i jeszcze inne podobne. Wypalenie? 

Dobrze dosyć już smęcenia, bo jeszcze zapomnę o tym, że jednak może być inaczej, może być lepiej. Może potrzeba trochę czasu, aby na nowo poczuć, że może… Wiem jedno, że gdyby nie sport, dzisiaj byłoby zdecydowanie ciężej. Warto zatem mieć w życiu pasję, która pomaga w tych trudniejszych życiowych momentach. Nie zawsze ta pasja musi zwać się sportem, chociaż powtarzam nie pierwszy raz, że aktywność fizyczna w cukrzycy jest niezbędna. Nie oznacza to jednak, że każdy cukrzyk musi biegać półmaratony, maratony, pokonywać jakieś inne bardziej ekstremalne wyzwania sportowe. Wystarczy, że każdego dnia zapewni sobie te 45 minut ruchu i już będzie czuł się lepiej, a jego cukrzyca mu za to podziękuję. Życzę Wam samej satysfakcji z Waszych ulubionych aktywności :)

Pozdrawiam, Ania ;)


Komentarze

  1. Ja podobnie mam. żel przyjmuję przy 16 km. Aniu powodzenia na dalszych ścieżkach biegowych :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty