4 PZU CRACOVIA PÓŁMARATON KRÓLEWSKI

Witajcie,
Wiem, wiem, w niedziele brakowało mojego niedzielnego wpisu i na pewno byliście tym faktem rozczarowani. Tymczasem ja walczyłam na ulicach Krakowa z dystansem kolejnego Półmaratonu w tym roku. Ostatniego, zamykającego moją drogę do Polskiej Korony Półmaratonów 2017. Miasto Kraków bardzo lubię i darzę je przeogromnym sentymentem. Tym bardziej w niedzielę było mi ciężko, że mój bieg w przepięknej pogodzie, w blasku złotej jesieni po pięknym Krakowie wyglądał jak obrazek z drogi krzyżowej… Dzisiaj zatem moje wrażenia z ostatniego występu biegowego w samym sercu Krakowa.


Kraków zawsze kojarzy mi się z wyjątkowym miejscem. W tym mieście mogę śmiało stwierdzić, że się odrodziłam. Właśnie po długich latach egzystencji, która mało przypominała życie, ktoś mnie reanimował i to nie na chwilę, ale zapoczątkował solidną chęć zmiany, na lepsze. Moje spotkanie z Ewą Drzyzgą w ówczesnym programie „Rozmowy w toku”, późniejsza przygoda z Fundacją Mimo Wszystko Pani Anny Dymnej, takich przeżyć się nie zapomina do końca życia. Dla mnie Kraków to wspomnienia, piękne miejsca, nieustająca miła atmosfera jaką spotkać można na Starym Rynku, Kazimierzu, ale przede wszystkim też ludzie, bo to Oni w końcu tworzą dane miejsce wyjątkowym. Zawsze też bardzo miło będę wspominać moich zielonych przyjaciół, wolontariuszy z Fundacji oraz inne znajomości, które pozwoliły mi na chwilę być... Dziękuję.

Dobrze, dosyć już tych krakowskich sentymentów... Podczas ostatniego pobytu w Krakowie uświadomiłam sobie jak zmienił mnie sport. W momencie kiedy dotarłam na miejsce do Krakowa, nie dopuszczałam do siebie żadnych z wymienionych wyżej spraw ważnych. Postanowiłam skupić się wyłącznie na wykonaniu zadania, a więc przemierzenia kolejnego dystansu półmaratonu. Może to i błąd, bo może właśnie te mocne uczucia jakie wiążę z Krakowem, pomogły by mi w tych trudnych momentach... Może... Z drugiej strony punkt widzenia zależy zawsze od miejsca siedzenia. Człowiek się zmienia wraz z doświadczeniami, zmienia się również jego patrzenie, oraz podejście do pewnych spraw, zadań, obowiązków.

Dzień startu, niedziela godzina 9.30.
Muszę stwierdzić, że organizacja związana z Królewskim Półmaratonem była bezbłędna. Udogodnienia w komunikacji miejskiej już od soboty. Właśnie przez weekend każdy zawodników posiadający numer startowy mógł przemieszczać się nie ponosząc opłaty. Wszystko rzetelnie i sprawnie wyjaśnione w punkcie informacyjnym na stadionie Tauron Arena Kraków. Atmosfera przed samym startem również na piątkę z plusem. Równocześnie z Półmaratonem startował bieg 5 dla Kościuszki, który był upamiętnieniem ważnego faktu w historii, a mianowicie dwusetnej rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki. Ilość zawodników, która odebrała pakiet startowy na dystans Półmaratonu ponad 9 tys. Czwarta tego typu impreza, która przyciąga z roku na rok coraz większą ilość zawodników. Nie ma się co dziwić, atmosfera podczas biegu była niesamowita. Spora ilość kibiców, solidnie zaopatrzone punkty odżywcze i nawadniania oraz na trasie muzyka na żywo. Taki klimat wcześniej był tylko w Poznaniu, także super.


Skoro było tak pięknie, warunki pogodowe do biegania idealne i w ogóle, to pojawiło się jednak „ale”...

Ale, które spowodowało, że był to mój najtrudniejszy bieg, walka, której się nie spodziewałam w najczarniejszych scenariuszach. W tym najczarniejszym widziałam kontuzję… Tymczasem nic nie wskazywało, że idealne samopoczucie jakie odczuwałam przed startem, zmieni się bardzo szybko i to niemalże o 180 st. Wystartowałam w swoim tempie jakie mam podczas treningu. Nawet głęboko w kieszeń schowałam zadeklarowany czas biegu. Odbierając pakiet startowy od razu pomyślałam - to, żeś zaszalała z tą ambicją... Niestety ostatnie tygodnie, miesiące pod kątem formy biegowej, nie wyglądały zbyt rokująco. Tak, że nastąpiła szybka weryfikacja… Czas na pakiecie to 1;40-1;49, jeśli ukończę poniżej 1;55- a wiem, że na to  było mnie stać, będę zadowolona - pomyślałam. Już na 3 km złapała mnie dziwna kolka, zbyt szybki start od razu mogłam wykluczyć. Udało się ją opanować. Dalej biegło się dosyć dobrze. Nagle na 9 km dostałam ostrego ataku żołądka. Nie byłam w stanie spożywać już więcej płynów, ani węgli. Cukier, w momencie kiedy odezwał się problem - około 170. Cieszyłam się, że chociaż tutaj jest dobrze i, że nie muszę się w żaden sposób posilać. Po 10 km każdy kilometr był czystą męczarnią. Próbowałam podbiegać, maszerować, ale momentami musiałam najzwyczajniej przystanąć i skulic się z bólu. Było wielu, którzy przystawali ze mną i pytali, czy wszystko ok? Nie wiedziałam sama co mam odpowiadać, bo dla mnie było to zaskoczenie i doświadczenie, z którym nigdy się dotąd nie spotkałam. Z czasem nawet marsz stawał się szczytem góry, który tak bardzo pragnęłam osiągnąć. Momentami myślałam, aby zejść ze sceny i po prostu odpuścić. Z drugiej strony zdawałam sobie sprawę, że może to być teraz albo nigdy. Życie, zdrowie jest z jednej strony kruche, ale z drugiej też trzeba walczyć, zawsze. Poza tym, nigdy nie ma się pewności, czy taka szansa na Polską Koronę Półmaratonów jeszcze się zdarzy. W końcu to ostatnia droga i od celu dzielą mnie kilometry. Stwierdziłam, że pokonam je nawet na czworakach, ale zrobię to… Na szczęście nie musiałam. Wierzcie mi, że kiedy czuje się, że nogi, wydolność mogą znacznie więcej, a dopada coś takiego, po prostu człowiek zdaje sobie sprawę jak jest czasami bezradny… Kiedy wyprzedzają zawodnicy, którzy biegają może od święta, bo to widać po tempie, ruchach itd., to nachodzi ochota paść na asfalt i się rozpłakać, wymazać ten incydent. Walczyłam mimo wszystko, 2 km przed metą zwymiotowałam, po prostu zwymiotowałam. Ulżyło i pozwoliło ostatnie metry pokonać truchtem. Uśmiech na mecie był dobrą miną do złej gry jaką stoczyłam. Finiszując z czasem 2;25.;01. Dzisiaj muszę odpocząć, ale na pewno będę chciała się zrewanżować, niewątpliwie, że przy najbliższej okazji, na dystansie długim właśnie w Krakowie. Bez wątpienia atmosfera i organizacja w Krakowie była na bardzo wysokim poziomie. Podbiegów było może 3-4 około 100 m przewyższenia, dokładnie nie pamiętam, bo w pewnym momencie nie widziałam, nie czułam chyba już niczego co wokół i pod nogami prócz bólu… Jak Wasze wrażenia z Połówki w Krakowie? Do kolejnego zobaczenia na trasie :)

Pozdrawiam, Ania 

Komentarze

Popularne posty