13 PZU Półmaraton Warszawa

Witajcie,
W ostatnią niedzielę 25 marca wróciłam do prawdziwej walki, związanej z własnymi słabościami oraz innymi biegaczami. Mogę powiedzieć, że tym samym otworzyłam kolejny sezon biegowy. Z doświadczenia wiem, że nic bardziej nie motywuje, jak uczestnictwo w zawodach i nawet najgorszych występów nie ma co porównywać z najlepszym treningiem. W tym roku rozpoczęłam udziałem w 13 PZU Półmaratonie w Warszawie. Dla mnie trzynastka jest cyfrą szczęśliwą, w końcu trzynastego urodzona, tak też pokazała niedziela. W dzisiejszym artykule pragnę  się z Wami podzielić swoimi wrażeniami z biegu oraz cukrzycowymi zawirowaniami jakich oczywiście nie brakowało…


Do Warszawy udałam się dzień wcześniej. Lubię łączyć przyjemne z pożytecznym, dlatego też staram się swoje ambicje sportowe łączyć z tym, co kocham zaraz po sporcie, czyli podróżowaniem. Mimo, że za Warszawą nie przepadam, wieczny pęd, tłumy, ale tak naprawdę to kwestia dobrego nastawienia. Okazuje się, że Warszawę można polubić mimo wszystko. Na dzień dobry, w Hotelu przywitała mnie konferencja diabetologiczna pt. „Jak przesunąć horyzont w cukrzycy”. Nie macie pojęcia jaki uśmiech zagościł na mojej twarzy. Chyba nic nie dzieje się bez przyczyny. Od razu zrobiło mi się raźniej, zwłaszcza, że konferencji przewodniczyła znana mi, jeden z moich autorytetów diabetologii - Pani Prof. Dorota Zozulińska-Ziółkiewicz. Niestety konferencja skierowana była do lekarzy, więc nie próbowałam się wpraszać :). Poza tym moim celem był Półmaraton, więc zawsze staram się skupiać na celu…


Pakiet startowy miałam do odebrania na Stadionie Narodowym. Dzięki temu po raz pierwszy raz mogłam zobaczyć stadion na żywo i tam kolejna miła niespodzianka. W sobotę miał miejsce Expo Bike, dzięki temu mogłam nacieszyć oczy pięknym widokiem sprzętu rowerowego, o którym póki co mogę tylko pomarzyć. W oczach mieniło mi się od aerodynamiki, karbonowych ram, lekkości i sprzętu, który wyglądał kosmicznie. Na niejednym z rowerów mogłabym śmiało wrócić z powrotem do Poznania po półmaratonie i byłaby to czysta przyjemność i niesamowita frajda. 


W niedzielę w dniu startu obudziłam się około godziny 7, niestety z hiperglikemią 254. Nie lubię takich wartości, zwłaszcza w dniu startowym, bo to zazwyczaj wróży problemy, w jedną lub drugą stronę. Tak też było i tym razem. Podałam insulinę normalnie na zbicie, wzięłam prysznic i według zasady, która brzmi - śniadanie w dniu startu zjedz około dwie godziny przed godziną 0. Tym razem zaserwowałam sobie kawę, kawałek pysznego sernika oraz pól banana. Bolus, czyli insulinę na śniadanie skorygowałam o połowę. Powinno być ok, ale cukrzyca jak to cukrzyca, nie zawsze współpracuje. Pogoda za oknem wyśmienita, słońce, bezwietrznie, ale rześko. Ubrałam się idealnie, wychodząc na zewnątrz czułam lekki chłód, ale wiedziałam, że za chwilę atmosfera, adrenalina podniosą moją temperaturę. Jakieś 20 minut przed startem cukier wskazywał dokładnie 154, strzałka prosta. Wspomnę jeszcze, że był to mój pierwszy półmaraton z Eversense…

Czas START…
Standardowa rozgrzewka, a tuż po niej zasady przedstawiła jedna ze Stewardess LOT-u, więc było pól żartem pól serio, haha. Kiedyś marzyłam o tym zawodzie, ech… Na kilka sekund przed wystartowaniem mój cukier wynosił 115 ze strzałką wprost. Poziom jak dla mnie zbyt niski na start. Niby dawkę podstawową obniżyłam na dwie godziny wcześniej o 30%, ale nie czułam się bezpiecznie. Wlew podstawowy ustawiłam na 40% i spożyłam dodatkowo batona około 3 WW. Przed 10 kilometrem Eversense poinformował mnie o spadku cukru, a ja po chwili zaczęłam odczuwać pierwsze objawy niedocukrzenia. Zdecydowałam się przyspieszyć, mając nadzieję, że sprint podniesie nieco poziom glukozy. Niestety przy hipoglikemii przyspieszenie w moim przypadku graniczy niemalże z cudem. Zatrzymałam się i spożyłam żel oraz zawiesiłam podawanie insuliny w pompie. Przy najbliższym punkcie odżywczym przyjęłam kilka kawałków banana, kostek cukru i izotonik. Niestety ta ilość doładowania spowodowała lekki dyskomfort podczas dalszego biegu. Na przyszłość postawię wyłącznie na żele. Mniej obciążają żołądek. Dalej biegło się lepiej, ale wciąż ze zbyt niskim poziomem glukozy, co bez wątpienia zaważyło na wyniku. Czas oficjalny jaki otrzymałam to 2:03:29’, miejsce 1566/14000, w kat. 30 - 694. Nie jest źle, ale jest na czym pracować…

13 PZU Półmaraton w Warszawie oceniam jako jeden z lepszych pod względem atmosfery, organizacji, w jakich do tej pory uczestniczyłam. Dopisało chyba wszystko o czym każdy biegacz w dniu startu może marzyć, począwszy od pogody, przez bardzo licznych kibiców, po moment przekroczenia mety. Tras szybka, z dwoma przewyższeniami oraz bardzo przyjemna. Muzyka na żywo, dobrze zaopatrzone punkty odżywcze, nawadniania, oraz bezcenni, życzliwi Wolontariusze. Cieszę się, że Warszawa jest tym miastem, które wpisane jest w Koronę Polskich Maratonów, bo liczę na więcej. Eversense na pewno pomógł mi podczas biegu, dzięki niemu czułam się dużo pewniej. Gdybym miała powiedzieć, co bym poprawiła w moim ostatnim półmaratonie z cukrzycą? Na pewno banany i izotoniki zastąpiłabym żelami, a na śniadanie podała tylko 1/3 obliczonej dawki. Na koniec miałam jeszcze przyjemność wracać pociągiem z najstarszym polskim maratończykiem, Panem Florianem Kropidłowskim. Pan ma 83 lata, przygodę ze sportem rozpoczął dopiero 17 lat temu. W tym czasie zrobił 103 maratony, kilka ultramaratonów oraz 2 triathlony na dystansie pełnego Ironmena. Poza tym to aktywny mors. Obiecał mi wywiad, więc niebawem na moim blogu Pan Florian opowie, jak żyć, aby w dobrej formie i kondycji dożyć tak sędziwego wieku. Bardzo cieszę się, że miałam szczęście poznać Pana Floriana. Nic nie dzieje się bez powodu i 13 Szczęśliwą cyfrą jest ;) Jakie są Wasze najlepsze biegi, zawody?? Dzielcie się, najciekawsze nagrodzę sportowym upominkiem :) Szczegóły wkrótce. Tymczasem Wszystkiego dobrego dla Was :)

Komentarze

Popularne posty