Pizza na talerzu cukrzyka.

Witajcie,
Zagadką mijającego tygodnia była dla mnie pizza, a w zasadzie nie jedna. Pizzę z założenia jadam bardzo rzadko, bo po pierwsze zazwyczaj mam problem z obliczeniem wymienników węglowodanowych i białkowo tłuszczowych oraz jakby nie było większość z pizz śmiało można zaliczyć do fast foodowego jedzenia, zwłaszcza tych serwowanych w większości restauracji w Polsce. Ponieważ miałam okazję zrobić taka pizzę sama, mogłoby się wydawać, że i z obliczeniami będzie łatwiej. Nic bardziej mylnego. W dzisiejszym artykule konfrontacja cukrzycy z pizzą…


Pizza jest jedyną przedstawicielką fast foodów jakie spożywam. W Polsce może nie jadam jej zbyt często, bo tak naprawdę wciąż brakowało mi dobrej pizzerii w prawdziwie włoskim stylu. Natomiast już kiedy miałam okazję odwiedzać Włochy, Hiszpanię czy Portugalię, pizza na moim talerzu gościła bardzo często. Muszę jednak przyznać, że nasza polska pizza, w porównaniu do tych spożywanych w krajach śródziemnomorskich, wypada bardzo słabo. Chociażby oceniając samo ciasto, które w większości miejsc jest bardzo grube, nie wspominając już o świeżości owoców morza, których jestem smakoszem. Przeciętna średnia polska pizza to około 8-10 WW i 2-3 WBT. Jeżeli chodzi o wspomniane już kraje, to tylko 4-5 WW, 1-2 WBT i najważniejsze, że po jej spożyciu  nie czuję się ociężale. 

Pizzy zatem w Polsce staram się unikać, ograniczając się do imprez, spotkań towarzyskich. Z racji tego, że w ubiegłym tygodniu miałam okazję być na tego typu spotkaniu, gdzie jedną z atrakcji była właśnie pizza. Sama pizza nic szczególnego, aby traktować ją jako atrakcję wieczoru. Trzeba było ją jednak zrobić samemu, a więc to brzmi zdecydowanie fajniej i przyjemniej. Wydawało by się, że kręcenie ciasta na pizzę jest sprawą łatwą. Niestety mój warsztat wymaga sporo pracy, bo wyszła mi bardziej kwadratowa niż okrągła. Na pocieszenie, są jednak miejsca gdzie serwuje się właśnie pizzę kwadratową. Najlepsza pizza to taka, która ma jak najmniej składników. Pieczarki lubię bardzo, ale puszczają sporo wody, więc i tych musiałam sobie oszczędzić. Został mi zatem sos, ser, ostra papryka i salami, którego nie jadam, więc odpadło. Prawie gotowa pizza w końcu wylądowała w piecu. Samo pieczenie to kwestia kilku minut, na koniec trochę oregano, oliwy z oliwek i można konsumować. Pamiętając oczywiście o zmierzeniu glikemii oraz obliczeniach WW, WBT…


Właśnie i tutaj robi się zawsze problem. Tym razem miałam podwójny, bo wcześniej spróbowałam kilku przekąsek, z którymi też zawsze mam problem w obliczeniach, no i hiperglikemia gotowa. Zawsze jednak tłumaczę to sobie, że na co dzień nie dawkuję sobie ani takiej rozpusty, ani takich poziomów. Po wcześniejszych pysznościach na pizzę nie miałam już zbyt dużego parcia, bo byłam najedzona. Z racji tego, że zrobiłam ją sama, udało  się wciągnąć 2 kawałki, na które podałam około 2,5 jednostek na węglowodany i 1 na białka i tłuszcze. Cukier był lekko podwyższony, ale w granicach przyzwoitości, za którą uważam nie przekroczenie 200 mg%. Może kiedyś uda mi się powtórzyć tę przygodę z pizzą i zjeść ją całą, abym miała bardziej obiektywne porównanie z innymi pizzami w Polsce oraz szersze spojrzenie na cukier oraz dawki insuliny.

Ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, a ja usłyszałam na spotkaniu o bardzo dobrej pizzerii, która serwuje prawdziwie włoską pizzę w Poznaniu, postanowiłam będąc w okolicy ją odwiedzić. Popołudnie, jeden z mroźniejszych dni ubiegłego tygodnia, więc nie ma lepszego sposobu na ogrzanie, jak wrzucić na żołądek coś ciepłego. Pizza po raz drugi w tym tygodniu to lekka przesada, ale skoro mam przyjemność być w dzielnicy Poznania, gdzie serwują prawdziwie włoską pizzę, to grzechem byłoby nie zajrzeć oraz nie spróbować. Restauracja, której nazwę zdradzę później jest przytulna, obsługa miła, karta składa się z dwóch stron przeznaczonych na pizze, bo nic innego tam nie zjecie, oraz jednej strony przeznaczonej na napoje. Dla mnie duży plus, nie lubię książek, które zwą się kartami menu. Wybrałam swoją pizzę, oczywiście wegeteriańską i z niecierpliwością poczekałam na jej przybycie. Pizza smakowała wyśmienicie, tak bardzo, że aż nie zdążyłam zrobić zdjęcia, co rzadko mi się zdarza. Może byłam tak głodna ;). Najważniejsze, że ciasto było mega cienkie, produktów na niej niewiele, więc w mojej ocenie na celujący jeżeli chodzi o Polskę. Poza tym, czego nie mogę pominąć, to jeszcze nigdy żadna z pizz, które spożywałam nie posiadała tak małej ilości wymienników węglowodanowych (2) oraz białkowo tłuszczowych (1), a mój cukier po spożyciu był tak dobry.

Pizza to chyba jedno z trudniejszych dań jakie stanowi wyzwanie dla cukrzyka. W końcu jedna drugiej nie jest równa, nawet jeżeli stołujemy się w jednym ulubionym miejscu. Może zatem lepiej ją odpuszczać i nie spożywać wcale? Zależy od nas samych. Ja osobiście od czasu do czasu nawet kosztem ewentualnych wahań glikemii z miłą chęcią na nią sobie pozwalam. W końcu nie jadam jej codziennie i nawet jeżeli raz na jakiś czas mój cukier będzie nie taki jak bym chciała, no cóż. Swoją pizzę miałam przyjemność robić w Restauracji Rusałka w Poznaniu, polecam, bardzo dobre jedzenie. Natomiast jeżeli macie ochotę zażyć prawdziwie włoskiej pizzy, która wymaga naprawdę minimalnej dawki insuliny i nie powoduje wahań glikemii, to zachęcam do odwiedzenia Restauracji Forno Italia na ul. Kościelnej w Poznaniu. Na koniec takie pytanie do Was, jak Wy radzicie sobie konfrontując cukrzycę z pizzą? Czy macie jakieś sprawdzone dobre miejsca w Polsce, które warto przy okazji odwiedzić? Piszcie w komentarzach, bo lubię podróżować i chętnie odwiedzać dobre miejsca :) Tymczasem smaczności i do napisania :)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty