Anglia na rowerze.

Witajcie,
Ponieważ w ostatni weekend udało mi się pokręcić trochę kilometrów na mojej ukochanej szosie, dzisiaj koniecznie muszę się z Wami podzielić wrażeniami. Po ostatnich przygodach jakich doświadczyłam na rowerze szosowym, trudno było mi ponownie wsiąść na rower, a przede wszystkim uwierzyć w to, że da się przejechać planowany dystans bez nieprzyjemnych niespodzianek. Mimo, że było ciężko zrobić ponownie ten pierwszy krok i dać ostatnią szansę Anglii postanowiłam spróbować... Moja relacja z treningu kolarstwa szosowego, który miał miejsce w ostatni weekend…

Kiedy kładłam się do łóżka w piątek wieczorem nie wierzyłam ani trochę w to, że o poranku dnia następnego zdecyduję się ruszyć na szosę. W zamiarze miałam bardziej pokonanie kolejnej trasy biegowej. Nastawiłam budzik na 6.30, kiedy zadzwonił postanowiłam zrobić sobie jeszcze drzemkę do godziny 7. Kiedy po raz kolejny usłyszałam dźwięk dzwonka nie było już wyjścia, teraz, albo wcale… Daję mojemu rowerowi, a raczej oponom z dętkami włącznie, ostatnią szansę na asfalcie tutaj w UK. Pogoda marzenie, brak wiatru, słońce, niebo błękitne, temperatura w okolicach 20 st. 

W momencie, kiedy wsiadłam na rower poczułam ogromną radość, to tak jakby przez długi czas nie robić tego co się kocha najbardziej i tylko podziwiać przez różowe okulary. Przykre, bo tak jak nie pielęgnuję w sobie zazdrości, tak w ostatnim czasie zmierzyłam się z nią. Za każdym razem, kiedy spotykałam kolarzy przemykających przez miejskie ulice odczuwałam ogromny ciężar i smutek na sercu. Pytanie, dlaczego…, cisnęło się na moje usta za każdym razem, a ja, tak jak to było w przypadku, kiedy zachorowałam na cukrzycę, tak teraz nie umiałam znaleźć dobrej odpowiedzi, która to pozwoliłaby mi iść dalej bez zadawania pytania, które tak naprawdę mogłam uznać za pytanie retoryczne…

O tym, że jazda w UK jest zdecydowanie bardziej wymagająca niż w Polsce, pisałam już w poprzednim sportowym artykule. W ostatni weekend zdałam sobie z tego bezwzględnie sprawę. Momentami czuję się jakbym była w górach i jest to przyjemny widok, tym bardziej satysfakcja, kiedy to pokonuje się po raz kolejny wymagający podjazd. Na pewno też trasa w porównaniu z ówczesną maltańską jest dużo ciekawsza i za każdym razem sporą zagadką… Niestety minusem jest to, że biorę udział w ruchu drogowym, gdzie dodatkowo mierzę się z samochodami, a co za tym idzie kierowcami, którzy zawsze będą niewiadomą. 

O tym, że wśród kolarzy w UK panuje ten wyjątkowy rodzaj życzliwości, jakiego doznawałam od początku wśród biegaczy,  przekonałam się już od pierwszego dnia, kiedy to wystartowałam na szosę. Pozdrawiają się, witają, wymieniając uśmiechem i życząc dobrej jazdy. Zupełna odwrotność w porównaniu do Polski, bo u nas takie gesty spotyka się tylko wśród biegaczy…

W Polsce w szczycie sezonu byłam w stanie pokonać minimum 60 km, 3 dni z rzędu, po czym robiłam sobie trening uzupełniający na siłowni. W sobotę zrobiłam 48 km, w niedzielę 52 km i uznałam, że śmiało mogę uznać, że to był trening kolarstwa górskiego. Pewnie pokonałabym kolejne 16 km, które dałoby mi wynik ponad 60 km, ale zważywszy na to, że już dawno nie jeździłam postanowiłam podejść do tematu z rozsądkiem. 


Krajobrazy jakie mogłam podziwiać przepiękne. Trasa prowadząca przez liczne pola, góry, domki, które oddają prawdziwy górski klimat, momentami wiejski zapach, ruch samochodowy momentami duży, ale też odcinkami bardzo spokojnie. Warto było czekać na te kilometry, ogień w nogach, wiatr na plecach, o którym już chyba zapomniałam i chwilami tak naprawdę zaczęłam z tymi atrakcjami żegnać. 

Ponieważ marne szanse upatruję w swoim starcie w tegorocznym Bike Challenge, to może uda się tutaj zaliczyć jakieś zawody…. Oczywiście cały czas nie odpuszczam planów związanych z poznańskim Maratonem, który jest zaplanowany na 14.10. Po aktywnym weekendzie równie aktywnie rozpoczęłam poniedziałek, robiąc krótką 12 km przebieżkę z całkiem dobrym czasem, którym pochwalę się przy okazji:). Ktoś kiedyś powiedział, jak nie ma się tego co się lubi, to lubi się to co się ma… Jest w tym prawda, ale mimo wszystko brakuje mi tego mojego miejsca treningowego, gdzie czuję, że naprawdę żyję. Ja trzymam za Was kciuki i Wy trzymajcie…

Komentarze

Popularne posty