Nowotomyski SOR - oddział ratunkowy, czy oddział błędnych diagnoz?

źródło zdjęcia


Witajcie

Wiem, wiem, należą mi się baty, bo ostatnio bardzo Was zaniedbałam. Obiecywałam dwa artykuły, tymczasem trudno jest mi się zebrać do napisania jednego. Też miewam gorsze okresy i zwłaszcza wtedy brakuje mi weny twórczej, motywacji i wiary. Mam nadzieję jednak, że będzie coraz lepiej i niebawem odzyskam radość i sens pisania. Tymczasem mamy środek wakacji, sezonu i o ile powyższe zaniedbałam, to z wypracowanej formy sportowej jestem bardzo zadowolona. Kolarstwo i bieganie, jak dobrze, że je mam, że mam w życiu coś, co pomaga przezwyciężyć życiowe bolączki… Pobrzmiewam dość pesymistycznie, bo jest we mnie cała masa negatywnych emocji, nie opuszczają jednak też te pozytywne, które mimo wszystko staram się pielęgnować w tej smutnej historii z mojego życia…


Z psychologicznego punktu widzenia śmierć bliskiej osoby jest jedną z najbardziej kryzysowych sytuacji w życiu człowieka. Wszyscy mamy świadomość, że kiedyś odejdziemy z tego pięknego świata. W końcu taka jest kolej naszej egzystencji, rodzimy się, dorastamy, wiedziemy lepsze, gorsze życie, dokonujemy lepszych, gorszych wyborów, nasz zegar bije aż do momentu, kiedy wskazówka staje, serce przestaje bić, mózg pracować, a my nie jesteśmy już w stanie na nic wpłynąć, niczego przekazać…
Mój tata odszedł 9 maja i był to jeden z gorszych momentów w moim dotychczasowym życiu… Chorował ciężko, od kilku lat miał problemy z poruszaniem się (RZS - Reumatoidalne Zapalenie Stawów), cukrzyca typu 1 i cała masa innych chorób współistniejących. Na koniec prawdopodobnie zaatakował go nowotwór, bądź na skutek RZS jego przewód pokarmowy wyglądał jak skorupa, nie odgrywając już swoich funkcji. W ostatnim okresie swojego życia cierpiał strasznie, a bezradność w takich sytuacjach jest najgorsza... Chciał być w nieświadomości do końca, powtarzał to zawsze kiedy mowa była o lekarzu... W swój ostatni poniedziałek życia postanowił wezwać pogotowie ratunkowe. Jego cierpienie musiało sięgać zenitu, znałam swojego ojca na tyle, aby mieć pewność, że zrobił to w ostateczności granic wytrzymałości swojego organizmu...

Tymczasem co się dzieje...
Przyjeżdża pogotowie, zespól ratowników z lekarzem w składzie. Tata został zabrany na SOR, SP ZOZ Nowy Tomyśl w złym stanie, wychudzony, z dużym brzuchem, nieproporcjonalnym do wychudzonej sylwetki, trafia na lekarza nazwijmy go Panem G., ten zleca wykonanie zwykłego prześwietlenia, nie poszerzając diagnostyki. Stwierdza zapalenie błony śluzowej żołądka i bezczelnie przekazuje cierpiącemu tacie informację, że wezwał pogotowie bezpodstawnie, albo, że tutaj to oni stawiają warunki... Słowa, które padły z ust Pana G. potwierdzają tylko fakt, że nie nadaje się on do pracy i zawodu lekarza. Włos się jeży na głowie. Wyobrażam sobie, co musi czuć cierpiący pacjent, kiedy słyszy takie podsumowanie wezwania przez siebie pogotowia ratunkowego... Tego dnia SOR Placówki, o której mowa, nie był przepełniony pacjentami, więc usprawiedliwienie, które często pada o nawale pacjentów, nie  ma uzasadnienia.

Kolejnego dnia po ciężkiej nocy ponownie przyjeżdża pogotowie. Stan taty jest już bardzo ciężki, ciśnienie 60/30, odjeżdża do tej samej placówki na sygnale. Zostaje przeprowadzony tomograf, który wykazuje płyn w brzuchu, podejrzewano sprawę nowotworową. W kolejnej dobie przeprowadzono tacie operację, odessano płyn, wzięto wycinki do badania histopatologicznego. Rozmowa z lekarzami operującymi nie daje cienia nadziei, w zasadzie nie trzeba było o nic pytać, bo po wyrazie twarzy wiedzieliśmy wszystko. Ostatnie namaszczenie, moje ostatnie spotkanie z tatą żywym..., bardzo ciężkie doświadczenia... W poniedziałek według szpitala był zdrowy, we wtorek nowotwór, a w środę niemalże składano nam kondolencję w tymże szpitalu... W sumie trudno się dziwić, że tak wielu ludzi boi się lekarzy, szpitali itd. Myślę, że bardziej od informacji o poważnej chorobie, boją się tego jak zostaną potraktowani później…

Powyższe zarzuty do nowotomyskiego szpitala, konkretnego lekarza, którego nazwiska nie podałam, a który to postawił błędną diagnozę, zaniedbał standardy postępowania wynikające z karty praw pacjenta, to nie wszystko... Nie znam się na chorobie nowotworowej, ani na RZS, ale trochę znam się na cukrzycy, bo w końcu żyję z nią prawie 25 lat. Jako cukrzyk, bez wykształcenia medycznego jestem w stanie wiele wywnioskować.

Tutaj fragment listu jaki skierowaliśmy do Dyrektora Placówki:
„Zlekceważone zostało przez lekarzy i pozostały personel: oddziału ratunkowego, następnie chirurgicznego oraz anestezjologii i intensywnej terapii kolejne, poważne, przewlekłe schorzenie DM T 1, na które Pacjent chorował ponad 30 lat - pomimo uprzedniego poinformowania o jego istnieniu. Podczas pobytu zrobiono tylko 2 pomiary poziomu glukozy we krwi, które wynosiły odpowiednio 280 i 296 mg/dl. Przez ponad 2 doby Pacjent nie otrzymywał insuliny. Pacjent leczony był przez wiele lat metodą intensywnej insulinoterapii, co wymagało skrupulatnego monitorowania poziomu glukozy. Dokonane pomiary wskazują, że glukoza wykazywała trend rosnący. W zastosowanym leczeniu, o którym mowa w dokumentacji medycznej, nie podawano insuliny, co jest poważnym błędem w leczeniu cukrzycy typu 1. Na żadnym z wypisów oraz w szczegółowej dokumentacji medycznej, nie wspomniano o cukrzycy, co świadczy o fakcie jej całkowitego zlekceważenia podczas pobytu w szpitalu, co potwierdza hiperglikemia. Jedyne dokumenty, w których istnieje  wzmianka o cukrzycy, to karty informacyjne zespołu ratownictwa medycznego, w których widnieje kolejny rażący błąd, który potwierdza, że ZRM nie przeprowadził prawidłowo wywiadu z Pacjentem. Pacjent w wieku 63 lat został, rutynowo potraktowany jako ten z cukrzycą typu 2. Ognisko zapalne, jakie występowało w organizmie Pacjenta, wymagało szczególnej kontroli poziomów glukozy oraz insulinoterapii.  Wspomniana wyżej hiperglikemia i brak monitoringu, których dopuścił się szpital, na pewno wpłynęły niekorzystnie, na i tak ciężki stan zdrowia Pacjenta, zmniejszając jego szanse na jakiekolwiek rokowania. Poza tym, przysporzyły mu cierpienia oraz znacząco pogłębiły i przyśpieszyły wystąpienie dalszych komplikacji zdrowotnych, do jakich doszło, a mianowicie, ostrą niewydolność oddechową i niewydolność serca.”

Szczerze nie rozumiem jak taki Szpital i to co się w nim dzieje ma prawo bytu. Mój tata nie jest odosobnionym przypadkiem, gdy w powyższej placówce zachodzi rutynowy proceder:
 1. Pogotowie.
 2. Zgon…

Poza tym w szpitalu dochodzi do rażących pomyłek chociażby jak ta z wydaniem zwłok do pochówku: link do artykułu

Pacjenci nie mają się nawet do kogo zwrócić, bo Pełnomocnikiem ds. Praw Pacjenta jest Dyrektor szpitala, a ten zawsze będzie stał po stronie placówki, a nie pacjenta... Można zwalać na winę systemu. Moim zdaniem, jeżeli ktoś sobie nie radzi w danym miejscu, powinien z niego odejść. Zwłaszcza, że praca lekarza, czy pozostałego personelu medycznego wymaga przede wszystkim bardzo dużej odpowiedzialności, bo decyduje o najważniejszych wartościach - zdrowiu i życiu pacjenta. Nowotomyski Szpital wygląda tylko z zewnątrz dobrze. Brak konkurencji dla tej placówki, jak pokazuje m.in. przykład mojego taty, czyni ją wybitnie niekompetentną i pozbawioną empatii oraz właściwego podejścia do chorego i cierpiącego człowieka.

Zdecydowałam się z Wami podzielić tym trudnym, osobistym doświadczeniem, bo to wszystko nie musiało tak wyglądać... Być może mogliśmy jeszcze porozmawiać z tatą po operacji, chociaż przez chwilę...
”Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą…”



_______
Szanowni Czytelnicy oraz Komentatorzy!!
W momencie kiedy decydujecie się na pozostawienie swojego wpisu, proszę o rzeczowe i merytoryczne adnotacje co do tematyki danego artykułu. Proszę swoimi wypowiedziami nie obrażać mienia osób, w tym przypadku Pracowników SP ZOZ w Nowym Tomyślu z imienia oraz podając prywatne szczegóły z ich życia. Wszystkie tego typu wypowiedzi będą usuwane przeze mnie w trybie pilnym. 

Z poważaniem i wyrazami Przeprosin
Anna Antkowiak

Komentarze

  1. Powinni coś zrobić wiem jak jest w tym szpitalu urodziłam tam swoje dziecko gdy urodziłam nie umiałam karmić maleństwa to pielęgniarka przydusila mi dziecko do piersi mówiąc karm te dziecko A nie że ci ryczy. A co do doraźnej to nie ma co jechać tam moje dziecko przegrało sobie dziaslo pojechaliśmy z mężem A Pani z tekstem do nas że to jest 23 godz i dziecko powinno już spac A nie po lekarzach chodzić. Wkuzylam się i poszłam na sor tam pan. Doktor. Zbadał go i postanowił zsztc mu ranę rana na ok.1 cm. A jak bym nie pojechała dziecko wykrwawilo by się. Niech coś zrobią z nimi za dużo mają chyba płacone. A za przyjęciem i wypiłem trzeba strzelać trzy godziny bo oni sobie pizzę jedzą albo kebaba. Zamiast ratować?????

    OdpowiedzUsuń
  2. To co się tam dzieje to jest coś okropnego.Naprawdę współczuję tobię oraz rodzinie.Straciłam też w Maju córeczkę miała skończony rok to co oni robili znia na oddziale dziecięcym coś okropnego nikomu nie zycze tego przejść.Nie ma jej z nami przez ich złe czyny a druga historia to Mój tata ma nowotwór dla szpitala w Tomyślu to jest człowiek do ,,kasacji ''zero ratowania np miał zatrucie organizmu dali mu jedną kroplowke i do domu a zatrucie dalej było kolejny dzień znów na sor.mało tego 3 lekarzy stwierdziło u taty raka kości bez żadnych badań po badaniach rozczarowani ze to nie rak.Duzo tu pisac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,

      Dziękuje za aktywność! Zgadza się, trzeba podjąć konkretne działania wobec SP ZOZ w Nowym Tomyślu. Nie będzie łatwo, bo w przypadku błędów w sztuce lekarskiej, lekarze stoją za sobą twardo. Nie robiąc jednak nic, zostawiając sprawy bez żadnej ingerencji, dajemy im przyzwolenie społeczne na tego typu praktykę. Praktykę, która jak pokazuję życie daleka jest od przyjętych standardów, pozbawiona kompetencji i profesjonalizmu, ale też przepełniona bezczelnością i brakiem jakiejkolwiek kultury...

      Usuń
  3. W tym szpitalu odeszy 3 najbliższe osoby... Mogło być inaczej. ��
    Najgorsze, że w momencie "zakazu odwiedzin", do odchodzącej chorej na OIOM wejść nie można.
    Niewyobrażalny ból, niedowierzanie..a co z pożegnaniem? 5 min pozniej dostawca z kebabem wpuszczany jest na ten sam oddział bez żadnych zabezpieczeń.
    Walczyłam z systemem... w ZOZ NT, na Grunwaldzkiej, na Przybysza i ostatecznie w WCO.
    Wszędzie odbiajalam się od ściany..
    A teraz poprostu jestem sierotom i czy mi się to podoba czy nie.. wmawiam sobie że "takie jest życie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuje...
      Proszę napisać najpierw skargę do Dyrektora SP ZOZ w Nowym Tomyślu. W momencie kiedy on ustosunkuję się do stawianych zarzutów, złożyć skargę do Rzecznika Praw Pacjenta w Warszawie. Nie wiem kiedy miały miejsca powyższe zdarzenia- 6 miesięcy od ich zaistnienie przysługuję prawo skierowania sprawy do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej, a następnie Sądu Cywilnego.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Szanowni Czytelnicy oraz Komentatorzy!!
      W momencie kiedy decydujecie się na pozostawienie swojego wpisu, proszę o rzeczowe i merytoryczne adnotację co do tematyki danego artykułu. Proszę swoimi wypowiedziami nie obrażać mienia osób, w tym przypadku Pracowników SP ZOZ w Nowym Tomyślu z imienia oraz podając prywatne szczegóły z ich życia. Wszystkie tego typu wypowiedzi będą usuwane prze ze mnie w trybie pilnym.
      Z poważaniem i wyrazami Przeprosin
      Anna Antkowiak

      Usuń
  4. Dokładnie ręce opadają

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam z dzieckiem w zeszłym roku na sor z padaczka i urazem głowy , lekarz na sor dramat, jeśli był to lekarz w ogóle ... Dziecku dał wypis jak pijakowi, żeby nie pił 24h dramat. Na zbadanie czekaliśmy 4 godziny a pacjentów może poza nami, jeden. I tak 7godz w szpitalu Opis rodem czarnej komedii. Nawrzeczałam na nich że zloze skargę
    .Cytuję co mi lekarz odpowiedział a złóż sobie . Nawet myślałam żeby podać wypis dalej, ale co to da? Nic. Szpital i osoby tam na sor to jakaś fikcja, dramat, porażka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszne...Zdaje sobie sprawę ile nerwów ta sytuacja kosztowała Panią, syna i pozostałych członków rodziny. Reakcja lekarza haniebna, niestety potwierdza tylko fakt, że mają Pacjentów za zło konieczne, a co gorsza traktują ich przedmiotowo...Mimo wszystko proszę być konsekwentna i złożyć skargę. Podejrzewam, ze wiele Pacjentów odchodząc, mówi- złoże skargę, ale zostawia sprawę, a oni czują się jeszcze mocniejsi...

      Usuń
  6. W miejscu do którego udajemy się po pomoc gdzie powinniśmy czuć się bezpiecznie. .traktowani jesteśmy strasznie ...Pomoc doraźna ...sor zastanawiamy się jechać czy nie ...kiedy pojechałam z dzieckiem które gorączkowalo po 40 stopni w nocy nie mogliśmy zbić temperatury...usłyszałam "czego pani od nas oczekuję " "teraz to się śpi A nie po nocy jeździ " brak słów zachowują się jakby siedziały tam za karę. To właśnie pomoc doraźna doprowadziła do tego że straciłam najbliższą osobę w życiu. Czuje złość..wściekłość ..bezradność..dużo by pisać. Może w końcu ktoś się za nich weźmie. Ja na pewno nie odpuszczę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję, chociaż wiem, ze w takiej sytuacji nie ma często słów...
      Proszę nie odpuszczać!!! Jest Pani winna to swojemu dziecku. Życia oczywiście nic już mu ie zwróci, ale tylko działaniami, podejmując próby jesteśmy w stanie coś zmienić w tym miejscu...

      Usuń
  7. Szpital w NT ma to do siebie, że gdy się nic nie dzieje na przykład podczas porodu, że przebiega pozytywnie normalnie to jest ok, ale gdy następują komplikacje to już jest problem. Z synem byłam na oddziale dziecięcym pierwszy raz miał napad drgawek, ja nie wiedzieć dokładnie o co chodzi słuchałam ich jak świnia grzmotu( głupia ja), gdy z następnymi drgawkami pojechałam do Poznania bo miał do tego ospe(u nas nie ma oddziału zakaznego) to jak usłyszeli co mi lekarze powiedzieli na te drgawki to oczy wielkie,glowa mała,na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale co by było gdyby.. Aż strach myśleć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usłyszałam, że drgawki to nic takiego, że to się zdarza itd, w Poznaniu od razu dostałam lek na zatrzymanie drgawek, bo skoro pojawiły się raz to sie mogą powtarzać, Pani neurolog jeśli mozna ja tak nazwać też w dupie, że tak powiem, żadnych badań bo dziecko małe u nie usiedzi itd w Poznaniu od razu zrobili szereg badań, dało się wszystko z odpowiednim podejściem. Nie żebym zachwalala Poznan, szczerze mając szpital na miejscu wolałabym jechać tutaj, ale jak widać się nie da. Sor to porażka normalnie książkę by można napisać

      Usuń
    2. Dobrze, ze mieliście Państwo to szczęście i trafiliście na Kompetentnych Lekarzy. Natomiast podejście personelu, którego przestane już określać mianem personelu szpitalnego, bo to kolejna sytuacja już, która potwierdza fakt, ze na to nie zasługują. Ich postawa jest po prostu karygodna. Jak można stwierdzić?, ze pacjent jest zbyt młody i nie usiedzi, więc badania sobie podarujemy. To jest absurd..., ale jak widać w SP ZOZ wszystko co negatywne jest jak najbardziej możliwe...

      Usuń
  8. Kuzyna żona właśnie rodziła w Tomyślu akurat tak to się złożyło że to był wcześniak kuzyn jedzie jak głupi ma łeb na szyję oczywiście lekarze bez pośpiechu kawkę sobie pili nie wiem ile dokładnie minęło zanim ją przyjęli na porodówkę, gdy urodziła dziecka nawet do inkubatora nie włożyli leżało tam 15min oczywiście kuzyna nie wypuścili na salę bo nie można później się okazało że dziecko jest poważnie niedotlenione oczywiście z winy matki bo "za późno przyjechała" I teraz ich dziecko od 7 lat tylko kręci oczami wogole jest nie zdolne do jakiegokolwiek życia a to podobno nie jest jedyny przypadek gdy pani doktor która już pracuje w szpitalu w Wolsztynie zmarnował dziecko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo przykra historia...W tym wypadku sądziłabym konkretnego lekarza. Najłatwiej jest zwalić na Pacjenta, co w placówce jak wiadomo jest procedurą powszechną. Sprawy związane z błędami przedawniają się dopiero po 10, czy nawet 12 latach. Dziecko jak Pani pisze jest niepełnosprawne, wiec należy mu się renta oraz zadośćuczynienie. Każdy lekarz posiada oc medyczne, więc tym bardziej bez żadnych skrupułów proszę walczyć...

      Usuń
  9. Kiedy niespełna 6 lat temu umierała w tym szpitalu moja matka, znajomi mający wcześniejsze doświadczenia z tym ośrodkiem "leczniczym" mówili: 'zabierz stąd mamę, to jest poczekalnia'.
    Niedługo po tym przyznałem im rację.
    Kobieta weszła do szpitala w Nowym Tomyślu na własnych nogach, nigdy z niego nie wyszła, a wszystko to w kilka tygodni...
    Diagnozą było zapalenie mózgu. Mamy dwa rodzaje takiej choroby. To kluczowe w podjęciu terapii leczniczej. Kobieta, która nosiła się tytułem doktor była w wieku krótko po edukacyjnym. Ona podyktowała warunki życia mamy.
    Bez użycia nowoczesnych metod badawczych typu rezonans, stwierdziła rodzaj choroby, dziś wiemy, że błędnie.
    Pani doktor B. Nie miała w sobie na tyle empatii, żeby po ludzku pogadać z moim ojcem. Krzyczała na niego, że panikuje, że ona jest lekarzem i wie co robić.
    Widzieliśmy, że po kilku dniach leczenia mama umiera, chcieliśmy konsultacji. Mieliśmy takie możliwości, byliśmy już umówieni w prywatnej klinice na konsultacje z radiologiem aby stwierdzić rodzaj choroby oraz zalecić leczenie.
    Doktor B. bezczelnie zbluzgała mojego ojca: "to ja jestem lekarzem, wiem jak pracować, jaką stawiam diagnozę. Jest pan bezczelny podważając moje zdanie." Ojciec żądał jedynie badania rezonansem, to miało rozwiać wątpliwości. Ale nie, to zbyt drogie, oni kurwa mają inne metody... Jakie? Obserwacja pacjenta...
    Zażądaliśmy wydania dokumentacji historii leczenia. Mieliśmy w tym momencie umówioną prywatną konsultację z radiologiem w klinice w Poznaniu.
    Ta suka nie chciała się na to zgodzić.
    Powiedziała, że nie po to uczyła się przez tyle lat, żeby ktoś podważał jej kompetencje.
    Ojciec dostał napadu furii. Dziwisz się...?
    Włączyłem się w rozmowę. Powiedziałem co myślę, i że żądam udokumentowania historii leczenia.
    Były takie krzyki na korytarzu szpitala, że cały oddział słyszał.
    W efekcie otrzymaliśmy dokumenty.
    Pojechaliśmy na konsultacje.
    Wykwalifikowany radiolog patrząc na obraz mózgu, w przeciągu 30 sekund stwierdził, "z kim wy macie do czynienia w tym szpitalu? Przecież to błędna diagnoza, przecież widać to od razu..." kurwa, widać to od razu...
    Jak już wspomniałem są dwa rodzaje zapalenia mózgu, bakteryjne i wirusowe.
    Przy wirusowym, podanie sterydu wyłącza odporność organizmu i zabija pacjenta.
    A pani doktor B. taką zastosowała terapię... Błędnie, bo to było zapalenie mózgu wirusowe, co według wykwalifikowanego radiologia powinien wiedzieć każdy lekarz pracujący na oddziale neurologii.
    Wyszliśmy ze szpitala na Przybyszewskiego, prosto do samochodu i do szpitala w Nowym Tomyślu, pędząc ojciec dzwoni do dr B. krzycząc w głos, że natychmiast ma zmienić metodę leczenia. Pani doktor B. już nie protestowała i nie wypowiadała się w sposób niestosowny do mojego ojca.
    Gdy przyjechaliśmy prosto do szpitala w Nowym Tomyślu dr B. czekała na schodach z płaczem, mówiąc, że odpowiednie leki zostały podane, że ona przeprasza...
    Nie mogłem na nią patrzeć...
    Mama zmarła.
    Ojciec powiedział tej pani doktor wszystko co leży mu na sercu, dosadnie...
    Panie stalowe, znajome ojca pytały później co powiedział pani doktor, bo płakała przez długie dni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za podzielenie się tak trudnymi doświadczeniami...Mam łzy w oczach kiedy czytam tak tragiczne historie i brakuję słów...Dobrze chociaż, że usłyszeliście słowo -Przepraszam, bo to przynajmniej świadczy o pewnym poziomie lekarza. Nie mniej historia, która nie powinna się zdarzyć.

      Usuń
  10. Straciłam w tym szpitalu babcie i dziadka. Którzy weszli o własnych nogach i już nigdy nie wyszli. To były ciężkie przeżycia. Siostra po cesarce dostała zakazenia i też było problemów z tym wszystkim. Ja też nie byłam zadowolona po porodzie w tym szpitalu. Musiałam sama się domagać by mi podano immunoglobuline. Mało tam ludzi chętnych do udzielania rad i niesienia pomocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie mi Przykro:((
      Tak bolesne doświadczenia zostawiają ślad do końca życia. Proszę być Dzielną!!

      Usuń
  11. Ja straciłam matkę, ponieważ nowotomyski lekarz stwierdził, że to przemęczenie po pracy. Odmówił hospitalizacji, mama męczyła się z bólem w klatce piersiowej przez całą noc, gdy kolejny raz zadzwoniliśmy po zespół ratownictwa medycznego, który raczył przyjechać jakoś rano, zabrali mamę do szpitala gdzie zrobili szereg bezsensownych badań, później przetransportowali do Pz i tam zmarła na stole operacyjnym...Do końca życia będę mieć żal do lekarza, który zbagatelizował objawy chorobowe mamy i nie chciał wziąć jej do szpitala od razu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna historia, która pokazuję jaką placówką jest SP ZOZ w Nowym Tomyśl. Współczuję i dziękuje za podzielenie się swoimi doświadczeniami.

      Usuń
  12. Ja spędziłam dwa tygodnie w Szpitalu w Nowy Tomyślu na oddziale Ginekologiczno-Położnicxym i Noworodkowym kiedy miała urodzić się moja córka, i po porodzie w 2011 roku . Przebywając już na oddziale Noworodkowym jedna z pielęgniarek zarzuciła mi, że nie jestem prawdziwą matką bo dobę po porodzie nie miałam siły nosić swojego dziecka kiedy płakało. Ja straciłam dużo krwi, po łyżeczkowaniu o czym dobę po porodzie jeszcze nie wiedziałam, poglebiała się anemia, ale to było monitorowane i przetoczono mi krew. Za to wspomniana wyżej pani pielęgniarka krzyczała też na inne pacjentki, że nie potrafią karmić, że za wolno wstają z łóżek i za wolno przewijają dzieci. Dzieci trzeba było jak najszybciej uspokoić bo pobudzi resztę w nocy. Ogólnie tylko dwie panie pielęgniarki były pomocne i chętnie dawały wskazówki odnośnie pielęgnacji niemowlaków i karmienia. Za to panie położne były bez zarzutu i to one najbardziej pomagały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzmi jak obóz przetrwania na którym trudno o dochodzenie do formy...Dobrze, ze mimo wcześniejszego niestosownego zachowania ze strony pielęgniarki trafiła Pani na dobre dusze i podejście jakiego Pani wówczas oczekiwała. Dziękuję za wpis.

      Usuń
  13. A ja uważam, że Panowie i Panie przesadzają i aż za bardzo to wszystko wyolbrzymiają. Pracowałem w Szpitalu ponad rok, moja rodzina miała wiele razy do czynienia z Nowotomyskim Szpitalem - nikt z nas nie narzekał, ani ja na pracę w tym miejscu, ani moja rodzina na personel szpitala. Aż dziwne, że za każdym razem spotkaliśmy przemiłych lekarzy, doktorów, pielęgniarek, ale akurat Państwo spotkali samych złych na swojej drodze! Czy wniosek się sam nie nasuwa? Jak to mówią - Jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu. Mogę tylko podejrzewać, ale nie stwierdzam, co było. Nie byłem świadkiem, nie wypowiem się. Co nie zmienia faktu, iż współczuję Pani tragedii, proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje.
    Nawiązując do artykułu - zapraszam do ponownego zapoznania się z wydarzeniem związanym z prosektorium. To nie była pomyłka tylko ludzi pracujących w szpitalu, ale też zakładu pogrzebowego. Dlaczego nic o nich Pani nie napisze? No tak, przecież to nasz szpital jest najgorszy! Pragnę też zaznaczyć, że Szpital w tym przypadku nie powinien być oskarżony o pomyłkę, gdyż to było już wyjaśnione i wszystko wskazywało na Zakład Pogrzebowy.
    Szczerze mówiąc - wydaję mi się, że Państwo po prostu nie potrafi się pogodzić z pewnymi sytuacjami, co jest zrozumiałe, lecz niezrozumiałym jest zwalanie winy na innych. Chciałbym także zapytać o jedno - dlaczego nie wysłała Pani ojca do szpitala wcześniej, tylko tego "ostatniego" dnia musiał dotrzeć do szpitala o własnych siłach? Tutaj też nie jest całkowita wina szpitala, lecz lekkomyślności którejś z osób Pani rodziny.
    "Pacjenci nie mają się nawet do kogo zwrócić, bo Pełnomocnikiem ds. Praw Pacjenta jest Dyrektor szpitala, a ten zawsze będzie stał po stronie placówki, a nie pacjenta." - to dlaczego nie zwrócicie się z skargą do Starostwa? Przecież to nie dyrektor sam siebie mianował dyrektorem placówki, na co czekacie? Wiecie co was spotka? Nic.

    "Na koniec prawdopodobnie zaatakował go nowotwór, bądź na skutek RZS jego przewód pokarmowy wyglądał jak skorupa, nie odgrywając już swoich funkcji" - i cały czas w tym stanie trzymała go Pani w domu? I to jest wina szpitala, że w ostatniej chwili nie udało się uratować Pani ojca? Proszę trochę pomyśleć zanim Pani zwali winę na Szpital...

    Inna sprawa - skoro wam było tak źle w tym szpitalu, dlaczego nie pojechaliście do innego? Uprzedzając pytania - tak, byłem w takiej sytuacji, w której musiałem pojechać do innego szpitala. I wiecie co? Udało się, jestem cały, nikt mnie siłą nie trzymał tutaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę Pana!
      W momencie kiedy kieruję się Pan do moich Czytelników oraz Komentatorów, to chyba najpierw Panie, póżniej Panowie, Damy mają pierwszeństwo w końcu...
      Chyba nie do końca i ze zrozumieniem przeczytał Pan fragment, gdzie jest napisane, ze mój Tata nie chciał słyszeć o lekarzu, chciał zostać do końca w nieświadomości...Trudno jest kogokolwiek zmusić do leczenia jeżeli ktoś nie chce..Zarzuty wobec SP ZOZ w Nowym Tomyślu maja bardziej charakter zaniechania standardów postępowania zgodnie z przyjętymi . Proszę mi zatem wytłumaczy jako były, obecny, nie ważne ,pracownik SP ZOZ w Nowym Tomyślu, jak to jest możliwe, ze diagnoza w przeciągu niecałej doby zmienia się tak diametralnie?Dlaczego Pacjentowi z Cukrzycą typu 1 nie podaje się insuliny przez ponda 2 doby? Dlaczego lekarz przygotowuję wypisz z błędami, bo 63 lata, a 60 to jest chyba różnica...Proste działanie matematyczne, mamy rok 2019 i odjąć od niego 1956(rok urodzenia) wychodzi 63, a nie 60...
      Jako 35-latka mam prze ogromne doświadczenia z placówkami medycznymi. Byłam hospitalizowana, żeby nie skłamać dobrych 30 razy, na oddziałach różnej specjalizacji. Owszem nigdzie nie jest idealnie, ale nigdy nie powiem złego słowa na temat lekarzy, pielęgniarek z którymi miałam i mam do czynienia. Po pierwsze są to osoby kompetentne, wykwalifikowane oraz są też ludzmi i to przede wszystkim...Także można i wystarczy tylko chcieć...
      Jeżeli chciał Pan wzbudzić we mnie poczucie winy, muszę Pana zmartwić. Mam wiele słabych punktów, ale tutaj porusza się Pan po bardzo zimnym gruncie.
      Podsumowawszy Pana wypowiedz za która oczywiście Dziękuję! Zastanawia mnie jedna kwestia. Jestem w stanie zrozumieć Pacjentów, którzy boją się i chcą pozostać anonimowi. Natomiast Pana nie rozumiem. Zostawia Pan chwalebny wpis dotyczący SP ZOZ w Nowym Tomyślu i nie podpisuję z imienia i nazwiska. Tym samym powstaje wiele znaków zapytania,bo tak naprawdę jest to bajka opowiadająca o tym jak w szpitalu powinno być...Tymczasem Pana wewnętrzne ja nie pozwoliło się pod bajką podpisać...

      Usuń
  14. Ten cały szpital to jedne wielkie totalne dno w tym szpitalu to tylko mają wysoka frekrencje umieralności zamiast pomóc choremu to lżej jest im chorych wysłać na drugi świat niż pomóc i mają po problemie. Tydzień czasu musiałem czekać na operacje w gipsie na oddziale to jakaś paranoja i ciagle mieli wymówki to dzisiaj tego nie zrobią na drugi dzień coś tam jeszcze a na trzeci dzień usłyszałem że nie mają tej blachy i człowiek w największych gorączkach musiał leżeć w gipsie na oddziale. Na końcu usłyszałem że pierwszy raz z takim złamaniem reki się tutaj spotkali w szpitalu to mało tego chcieli mi w mówić że mam cukrzycę. Dla lekarzy to się tylko liczą prywatne wizyty w ich prywatnych gabinetach gdzie najważniejsze są dla nich pieniądze.

    OdpowiedzUsuń
  15. Współczuję i wyobrażam sobie przez co Pani przechodziła w momencie, kiedy tak naprawdę waliła Pani głową o ścianę...Mam nadzieję, ze dla Pani jest to tylko już złe wspomnienie, a ręka ma się dobrze? Dziękuję za komentarz!

    OdpowiedzUsuń
  16. W zeszłym roku moja kobieta została potraktowana jak szmata przez sor były kszyki i słowa bo w ciąży i chora jest!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poziom SOR-u SP ZOZ Nowy Tomyśl jak mogę przeczytać po raz kolejny przechodzi ludzkie wyobrażenie jakichkolwiek standardów, które mówią o prawach Pacjenta. Dziękuję za wypowiedz!

      Usuń
  17. Przypadkowo trafiłem na tę stronę i ze zdziwieniem stwierdziłem, że poza jednym wpisem osoby (byłego pracownika) pozostałe wpisy zawierają oceny bardzo negatywne. Być może sprawia to aktywność pani Antkowiak, która na zmianę to wyraża współczucie z „ofiarami” szpitala, to znów dzieli się dobrymi radami typu „w tym wypadku sądziłabym konkretnego lekarza”.
    Ja mam inne doświadczenie w moim kontakcie z tym szpitalem, a właściwie z pewną lekarką oddziału wewnętrznego.
    Moja ponad osiemdziesięcioletnia mama miała kilka epizodów, podczas których traciła na chwilę przytomność i upadała. Zdarzało się to kilkukrotnie. Dwukrotnie wzywałem pogotowie ratunkowe, aż po upadku, w którym rozcięła sobie głowę i utraciła dużo krwi (zanim przyjechałem i udzieliłem pomocy), stwierdziłem, że życie mamy jest zagrożone.
    Zdecydowałem się ustalić przyczyny i poprosiłem o skierowanie do szpitala. Na oddziale chorób wewnętrznych nowotomyskiego szpitala stwierdzono zły stan serca i zalecono konsultacje w sprawie możliwości przeprowadzenia pewnego zabiegu. Mimo, że sprawa wydawała się wyjaśniona (stan serca tłumaczył chwilowe utraty przytomności), lekarka oddziału zwróciła uwagę na przyjmowanie przez mamę, przypisanych przez lekarza rodzinnego, leków obniżających poziom cukru we krwi. Jej zdaniem, w wieku mamy były niepotrzebne, a ich obecność w organizmie mogła powodować wspomniane objawy. Zaproponowała odstawienie tych leków i kilkudniową obserwację. Proszę sobie wyobrazić, że miała rację!
    W efekcie mama nie została zakwalifikowana do zabiegu (zbyt duże ryzyko w tym wieku), choć w Poznaniu przeszła badania potwierdzające potrzebę jego wykonania.
    Wiedza, intuicja i troska lekarki sprawiły, że przeprowadzenie zabiegu przestało być warunkiem utrzymania mamy przy życiu – epizody już się więcej nie powtórzyły. Od tamtego czasu minęły już ponad dwa lata, a mama, choć schorowana więcej nie upadła.
    Chciałbym, aby czytelnicy strony pani Anny Antkowiak potraktowali moją historię jako przyczynek do refleksji, że niekoniecznie wszyscy wokoło są źli, niekompetentni, leniwi i pozbawieni empatii. A szpital w Nowym Tomyślu za pośrednictwem pani doktor pomógł mojej mamie - za co dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  18. 49 year-old Administrative Officer Luce Govan, hailing from Fort Erie enjoys watching movies like Galician Caress (Of Clay) and Hiking. Took a trip to Ha Long Bay and drives a Ferrari 250 GT Series 1 Cabriolet. Wiecej informacji o autorze

    OdpowiedzUsuń
  19. Omijajcie szpital nowotomyski z daleka, zwlaszcza osoby starsze, babcia miala wylew to nawet pogotowie noe chcialo po nia przyjechac, bo stwierdzili ze juz stara jest, dopiero po interwenci lekarza rodzinnego przyjechali po parunastu godz. A ojca z nie groznym wylewem tak doprawili ze juz ze szpitala nie wyszedl, nie pozwolono nam sie z nim kontaktowac i nie chciano zadnych informacji udzielac wiec nawet noe wiadomo co mu zrobili

    OdpowiedzUsuń
  20. Witam, niedawno mój dorosły syn trafił na sor w NT, była sobota chłopak robił swoje auto w nocy no bo kiedy jeżeli się pracuje, wypił sobie nawet piwo jak to w sobotę bywa i coś ok 23 zaczęło się dziać, na początek wziął przeciwbólową i chodzi, nic nikomu nie mówi dalej pracuje aż ok północy zaczyna krzyczeć z bólu, zawozimy go na sor jest grubo po północy, to co się działo dalej woła o pomstę do nieba ból był tak silny, że właściwie z warsztatu prosto do auta nikt nawet nie pomyślał, że trzeba go przebrać i umyć a w Tomyślu potraktowano go jak... nawet nie wiem jak to nazwać bo to nie ważne czy jesteś bogaty, biedny, pięknie ubrany, brudny... nie ważne tam mają ratować życie.... o godzinie 6:30 ktoś łaskawie przyniósł mu koc bo się trząsł z zimna.... okazało się, że jest bardzo chory, zaczynamy walkę o jego życie a w NT nawet nie zrobiono mu USG, podali przeciwbólowy zastrzyk, potrzymali do 10:00, przeleżał tak trzęsąc się z zimna... i tyle... i nawet nie chce mi się tego oceniać.... powymieniać tam wszystkich trzeba, nikt nikogo nie zmusza do pracy, jeżeli podpisujesz umowę godzisz się na warunki to dlaczego nie wykonujesz swojej pracy sumiennie? za takie zachowanie są kary w każdej pracy a tam gdzie w grę wchodzi ludzkie życie tym bardziej i tak jak piszecie, że odbijacie się o kolejne drzwi jeżeli chcecie sprawiedliwości tak samo są odpowiedzialni za to życie ludzie którzy siedzą za tymi drzwiami... Czy zmieni kiedyś w końcu jakaś władza to? Mają ciche pozwolenie na takie zachowanie i do puki tak będzie, będzie tylko gorzej....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty