Poczuć smak zwycięstwa - bezcenne
Witajcie
Ostatnio było o najgorszych momentach z mojego słodkiego
scenariusza napisanego przez życie, czas zatem na lepszą stronę medalu, czyli
dzisiaj o najpiękniejszych chwilach, momentach,
osobistym zwycięstwie.
„Podobno” po deszczu zawsze świeci słońce, po porach
szarych, burych też w końcu się
rozpogadza. Chociaż czasem musi to potrwać kilka dni, a kiedy sprowadzimy to do
życia, nawet te kilka lat, zanim będzie ono ponownie przesycane pięknym słońcem, które każdego nowo rozpoczętego ranka będzie świecić świeżością i
najczystszą postacią energii jaką każdy
z nas ma w sobie i tak naprawdę mamy jej nieograniczone pokłady, tylko trzeba do
nich docierać. W pogodzie jednak jest
tak, że nie mamy na nią większego wpływu. Natomiast jeśli chodzi o życie, to w
większości sytuacji jesteśmy swoimi życiowymi sterami, którym kierujemy każdego
dnia po przez swoje myślenie, działanie, dokonywane wybory, prawa do wolności i obowiązki, oraz możliwości i ograniczenia.
W naszym życiu pojawiają się różne szanse, a także próby, które są naszym
osobistym wyzwaniem. Pojawiają się też w nim różni ludzie, jedni na chwilę i
gdzieś giną jak ta jesienna mgła, a inni mimo wszystkich zawirowań są z nami
niemalże na dobre i złe. Są też tacy, którzy nawet jeśli są już bardzo daleko i tak naprawdę nie mamy z nimi
większego kontaktu, to te kilka chwil w których zaistniały w naszym życiu czynią je tymi najbardziej wyjątkowymi, których mądrość, miłość i piękno
duszy towarzyszyć nam będzie tak długo jak tylko będzie to możliwe…
Czasem się
zastanawiam dlaczego człowieka, dlaczego mnie po raz kolejny musi tak boleć,
dlaczego ten deszcz musi wciąż znowu padać, dlaczego nie umiałam się przed nim
uchronić, nie umiałam otworzyć tego parasola kiedy było to możliwe, dlaczego
znowu moknę…Dlaczego…dlatego, że droga do szczęścia wiedzie przez mękę? Brzmi
trochę masochistycznie, ale tak niestety często jest. Mądrość płynąca z życia, nasza droga do piękna, doskonałości i szczęścia musi dokonywać się na
drodze w której trzeba doświadczać całą/ym sobą, niemalże wszystkimi zmysłami.
Gdybym na swojej ścieżce nie spotkała
tej najpiękniejszej miłości jaką do tej pory udało mi się przeżyć, nie poznała
tej szczególnej osoby nie realizowałabym
się dzisiaj w tym co na tu i teraz jest dla mnie najważniejsze, tym co kocham
nad życie, czyli Sport. Kiedy myślę o tej najpiękniejszej chwili w moim życiu
to nie wiem, czy jest to moment naszego spotkania, a może ten rozstania, kiedy to sięgałam po swój potencjał energii, aby
poradzić sobie z całą sytuacją w sposób już nie autodestrukcyjny, o tej walce
jednak więcej w innym poście, tego nie wiem.
Wiem jednak, że prawdziwa
radość, szczęście, pełen smak zwycięstwa poczułam w dniu moich pierwszych zawodów,
czyli 13.09.2015., a więc jest to świeża sprawa. Myśląc o nich, nie brałam tego, aż tak
poważnie. Oczywiście emocje towarzyszyły, był też ogromny lęk, bo w maju tego
roku doznałam dość nieprzyjemnej kontuzji podczas wypadku rowerowego, a
mianowicie złamania obojczyka z przemieszczeniem. Ogólnie rzecz biorąc nie
miałam pozwolenia od mojego ortopedy na jakąkolwiek jazdę rowerem szosowym, co
najwyżej turystycznym. Postanowiłam jednak zaryzykować, bo było to dla mnie
ważniejsze. Nie zachęcam Was jednak do łamania zaleceń lekarskich, zasada nie
szkodzimy sobie obowiązuje :) Czułam
się jednak z nim dobrze, obserwowałam,
trenowałam, także testowałam go wcześniej i słuchałam jak podpowiadał mi, że
przesadzam, i trzeba nieco przystopować. Do zawodów podeszłam jak do zwykłego
treningu tylko w fajniejszej oprawie, tak jak mi doradził mój serdeczny
znajomy. Różnica polegała jednak na tym, że czyniłam drobne przygotowania przed
zawodami, odpowiednia dieta, słabsze obciążenie treningowe- o tym jak się
przygotowywać, kiedy indziej.
Wystartowałam spokojnie, niemalże ostatnia ze
swojego sektora. Od razu na początku około 3 km złapała mnie lekka zadyszka,
moje tętno nie co za szybko powirowało do góry, ale spokojnie opanowałam oddech
i za chwile było już spokojnie. Cudowne uczucie kiedy pokonujesz trasę,
zaczynasz czuć ducha rywalizacji, przeganiasz jednych, za chwile ktoś dogania
ciebie i tak przez 50 km, w absolutnym skupieniu, koncentracji na 120%
walczysz ze sobą, swoimi słabościami i dążysz na metę, z parciem jak się
okazało na wynik, który cię stać. Kryzys pojawił się na 37 km, straszny
podjazd, jeszcze gorszy wiatr, niemiłosierny ogień w nogach. opcji, aby zejść z
roweru nie było, ale samotna walka przybierała na mocy, zwłaszcza, ze kibice
byli daleko. Trwało to trochę jakieś 4-5 km., wreszcie wkraczasz w strefę
kibiców, którzy mimo brakujących powoli sił dodają takiego poweru, ze znowu
możesz więcej i więcej, czujesz, ze masz skrzydła, które przed momentem oklapły,
uśmiechasz się do nich, Oni do ciebie i to wszystko razem wzięte czyni te
zawody jeszcze bardziej Pięknymi!!! Dojeżdżam
w końcu do mety z poczuciem, że zrobiłam
kawał dobrej roboty, a co najpiękniejsze mam świadomość, że opanowałam cukrzycę do perfekcji, bo ani na chwilę nie
dała o sobie znać. Kończę z wynikiem 279/1500 w klasyfikacji ogólnej, 29 w
kategorii kobiet, 11 w kategorii wiekowej kobiet i z cudownym wynikiem na
glukometrze 115, czego można chcieć więcej? Przekroczenie mety było czymś w
rodzaju ekstazy, wrażenia nie do opisania, tak naprawdę trzeba przeżyć samemu,
czego i Wam życzę!!! Wracając już do domu czułam się tak cudownie jak nigdy
wcześniej, ta moc mimo mega zmęczenia, którą sama w sobie wypracowałam, a co
najważniejsze charakter, który jest w stanie wytrwać wiele i poradzić sobie
niemalże zawsze.
Zawody to jedno, z jednej strony piękna zabawa, z drugiej
sprawdzenie siebie. Najpiękniejsza jednak w tym wszystkim jest ta co dzienna droga jaką pokonuję się, czy to w
przygotowaniach do swoich sportowych zawodów, czy to osobistych wyzwań. Często
okupiona ciężką pracą, gdzie brakuje
sił, sensu, a czasem po prostu się nie chce, ale mimo wszystko idziesz dalej i
dalej, bo masz ten charakter, który nie pozwala się poddać nigdy, a Ty
bardzo kochasz to co robisz, chcesz to
wciąż kształtować, rozwijać i doskonalić., i nie koniecznie
zawsze musi być to sport. Takze nie wszystko, nie wszyscy, ktorzy powodują, ze cierpisz, musi oznaczać jedno, czasem, i bardzo często jest to przepustka do lepszej wersji nas!!!
Moi Drodzy
życzę Wam wielu takich, i podobnych sukcesów, bo warto, naprawdę warto!!!
Pozdrawiam, Ania
Komentarze
Prześlij komentarz