Cukrzyca a Akceptacja...

Witajcie.

Pamiętacie dzień w którym postawiono Wam diagnozę - cukrzyca? Ja mimo, że byłam wtedy 10-letnim dzieckiem pamiętam doskonale. Podczas ubiegłotygodniowej konferencji wiele było o sprawach związanych z akceptacją. Pomyślałam, że warto jest również napisać o tym posta, bo bardzo dużo osób ma z tym spory problem, niestety... 



Ponieważ o swojej drodze do akceptacji życia z cukrzycą wspominałam już w poście zatytułowanym „Ważne by widzieć dobro…” i nie chcę się powtarzać swoja historią. Mimo faktu, że jestem już dawno pogodzona z chorobą, mimo, że żyję i traktuję cukrzycę jak część siebie, to kiedy stanęłam przed ludźmi, którzy oczekiwali, że im opowiem swoją historię, okazało się, że mam z tym problem…

Akceptacja nie jest łatwą sprawą, a choroba jest rodzajem kryzysu z jakim trzeba sobie poradzić. Optymista często szybciej „zaaklimatyzuje się” do pewnego rodzaju nowej rzeczywistości, uchwyci się swojej szklanki, która jest w końcu zawsze do połowy pełna i dobrze. Pesymista ma gorzej, bo zazwyczaj skupia się na samych negatywach, co jeszcze bardziej pogłębia kryzys.
Cukrzyca na dzień dobry tak naprawdę niczego w życiu nie zmienia, w niczym tego życia nie ogranicza. Oczywiście dochodzą pewnego rodzaju obowiązek, które polegają np. na zmierzeniu poziomu glukozy, podaniu insuliny, ale dzięki temu stajemy się również bardziej odpowiedzialni, systematyczni i konsekwentni. Początki bywają trudne, zawsze, ale z czasem zaczyna się to wszystko traktować jak zwyczajne mycie zębów. Cukier nie zawsze jest zadowalający, ale trzeba zrobić wszystko, aby go unormować i zapomnieć o tym, że kilka godzin wcześniej był poza tymi chcianymi widełkami.

Zaprzeczenie, złość, targowanie się, depresja i w końcu akceptacja - te pięć etapów przechodzi większość chorych, w swojej żałobie związanej z cukrzycą. Im wcześniej przejdzie się prze cztery pierwsze etapy tym więcej zostaje czasu na pełne i wartościowe życie z cukrzycą,. U mnie te etapy trwały dosyć długo i wiecie czego się najbardziej w tym wszystkim zawsze obawiałam? Nie potęgi płynącej z powikłań, bałam się tego, że pojawią się wtedy kiedy moje życie będzie inne, czyli kiedy będę u jego szczytu…Tak też się stało, kiedy zaczęłam żyć pełnią życia, kiedy zaczęłam je kochać i chcieć, wtedy powikłania dały o sobie znać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zamiast skupić się wówczas na tym wszystkim co mnie zaczęło wznosić, ja musiałam skupić się na naprawianiu tego co przez 10 lat burzyłam…

Dzisiaj na szczęście mam to za sobą i stąd mój obecny post do Was. Nie ważne na jakim etapie jesteście, nie ważne też, gdzie w tym wszystkim i jak daleko zabrnęliście, ważne, aby od tego momentu było lepiej, z każdym nowo rozpoczętym dniem. Nie ma powodu, aby cukrzyca miała odebrać wam to co najlepsze w życiu. Jesteśmy tak samo dobrzy, tak samo mądrzy, a przede wszystkim jesteśmy tymi samymi ludzmi,jak pozostali ludzie bez cukrzycy. Kiedy myślisz, że jest inaczej, kiedy czujesz się ze swoją chorobą źle, inni ludzie to odczuwają i również będą czuli  się źle, a co za tym idzie będą  postrzegali Ciebie dużo gorzej. Każdy z nas ma przed sobą jeszcze bardzo dużo do zrobienia i będzie wymagało to sporej dawki energii, czasu. Nie pozwól, aby, któregoś dnia mogło Ci tego wszystkiego zabraknąć właśnie dlatego, ze gdzieś wcześniej, zupełnie niepotrzebnie, wydawało się Tobie, że cukrzyca to wyrok…

...a teraz wyobrażcie sobie, że wybieracie się na najważniejszy egzamin w życiu, który zadecyduje o Twoich dalszych w losach. Mało tego Profesor u którego zdajecie jest bezwzględny, wielokrotnie powtarzał na zajęciach- "teraz albo nigdy". Na dworze strasznie pada,a samochód, jest w warsztacie, komunikacja miejsca przezywa okres strajków. Co zrobicie zależy tylko od Was? Ja zabrałabym najlepszy parasol jaki posiadam i czym prędzej podążyła na ten najważniejszy egzamin, bo mi na nim zależy, bo to jedyna  szansa, i drugiej już nie dostane. Życie trochę tak jak pogoda...Dlatego też każdy z nas posiada swojego rodzaju parasol ochronny, który pozwoli przejść przez swoistą ulewę w jak najmniej nie naruszonym stanie. Wszystko jest po coś, i choć często w danym momencie trudno odnależć to coś, to i tak wcześniej, czy póżniej ta odpowiedż nadejdzie...


Trzymajcie się ciepło i umiarkowanie słodko  moje Landrynki :)

Pozdrawiam, Ania 


Komentarze

Popularne posty