Z cukrzycą mimo wszystko...
Witajcie,
Prawie zawsze kiedy w moim życiu pojawia się ta chwila,
która powoduje, że zaczynam wątpić, przypominam sobie słowa piosenki „Głosy
Przyjaciół” Tomka Makowieckiego. Bywa, że muszę wysłuchać kilka razy, dokładnie
wsłuchując się w jej tekst i dopiero jestem w stanie z pokorą spojrzeć
dalej… Oczywiście mam tutaj na myśli takie historie, które potrafią naprawdę
mnie łamać…
Sytuacja ma się jednak inaczej, kiedy „zatrzęsienie” jest
dyktowane zwykłym niezadowoleniem wynikającym np. z gorszego wyniku poziomu
glukozy, czy niezadowalającego czasu/tempa przebytego odcinka. Obecnie to
drugie prędzej mnie osłabia niż to pierwsze. Dawniej jednak, kiedy byłam na
etapie godzenia się ze swoją cukrzycą, każdy wynik, który nie mieścił się w
przysłowiowych widełkach, doprowadzał
mnie do załamki, furii? Wtedy wówczas zaczęłam pisać wiersze, m.in na temat cukrzycy. , Pomagało rozładować napięcie. Jeden z nich zamieściłam na moim blogu, więc w każdej
chwili jest z Waszym zasięgu :)
Ten problem to był mój chorobliwy perfekcjonizm. Mimo, że miałamm
świadomość, że ani człowiek nie może być idealny, ani nie można stawiać w życiu
na wszystko albo nic, to jednak, gdzieś ambicja była ponad. Zwłaszcza kiedy
moja motywacja była podszyta chęcią udowadniania… Potrzebowałam czasu, aby zrozumieć, że nic nie muszę, a zwłaszcza niczego udowadniać…
Ale do rzeczy… Kontynuując temat Hba1c i tego co jest bardzo pomocne w
osiąganiu pożądanego wyniku, rozwijam myśl… Często dzisiaj, kiedy ja sama nie
mam tego problemu, spotykam osoby z cukrzycą, które potrafią mieć w ¾ dniach
dobre wyniki i ten jeden, który to jest poza granicami. Zwłaszcza tymi górnymi, wówczas pojawia się tutaj problem,bo zaczynają opierać się tylko na tym jednym złym np. 320 mg%. Na język ciśnie
się tylko jedno, a co z resztą? Zwłaszcza tego co dobre? Zupełna amnezja? Wszystko co przed, pozostaje zupełnie bez znaczenia. What? Przecież to
tylko jedna sekunda, jeden pomiar, który nie może, wręcz nie powinien wprowadzić
w życiu zamętu…
Podobnie, bardzo często
funkcjonują osoby, które są na nieustającej diecie odchudzającej.
Trzymają się zawsze uparcie „diety” i jeden moment, w którym ulegają pokusie,
po którym postanawiają popłynąć z falą, a za tym idzie ogromny sztorm podszyty
całą masą negatywnych emocji, zwłaszcza względem własnego – Ja…
Potrafiłam kiedyś, niemalże trzymać swoja glukozę z
ustalonych widełkach, ale kiedy cukier je przekroczył, płynęłam. Wystarczyło,
że na glukometrze zobaczyłam poziom, który nie był idealny dla mnie i już wszystko było nie tak… Mój nie idealny
cukier, który odbijał się niemalże na każdej sferze mojego życia, bo naglę cały
mój świat skupiał się na tym jednym elemencie, a mianowicie niedobrym cukrem… Cukier był zły, a ja razem z nim…
Sama nie wiem kiedy i jak to się stało, że zaczęłam
podchodzić to takich incydentów normalnie? Dzisiaj, choć trudno jest stwierdzić
co jest normą, a co nie? Nie ważne co pokazuję mój glukometr, do każdego wyniku
podchodzę najprościej jak się da, czyli bez emocji. Jeśli coś jest nie tak, to
luz, za chwile będzie ok, w końcu nie pierwszy i nie ostatni. Myślę, że stało się to w momencie kiedy
zaakceptowałam swoją chorobę, a po części siebie z nią. Zaakceptowałam fakt, że
jestem tylko człowiekiem, Anią z cukrzycą, która stać na dużo, ale ma również
prawo do błędów, pomyłek, czy upadków. Jest jednak w stanie się podnieść i
podążać dalej swoją „idealną” choć bardzo nie perfekcyjną drogą. Może być
każdego dnia lepsza. Kiedy upada musi złapać oddech, popatrzeć na dystans,
który już przebyła, przeanalizować wszystkie szczegóły i pobiec dalej. Nie bać
się spoglądać w głąb. Nie bać się powiedzieć - dzisiaj dałaś ciała, ale to nie znaczy, ze jutro, pojutrze to co złe, nie okaże się dobrem, nauką na kolejne dni. Nie można bać się, upadku, zawsze trzeba stawać i dążyć dalej, nawet jeśli za rogiem znowu będzie gorzej… A czasami po
prostu trzeba przyznać - nie mam siły, ten "jeden" raz gdzie czujesz, ze naprawdę brakuję siły...Popłakać, bo to nic złego, ale za chwilę żyć z bogactwem, i mądrością dnia wczorajszego…
W naszej cukrzycy jest trochę jak w sporcie, który w moim
przypadku odgrywa ogromną rolę, stąd też wiele do niego sprowadzam… Żaden
sportowiec nigdy nie jest cały czas w
szczytowej formie. Jest czas, gdzie jest w stanie wykorzystać wszystkie swoje
możliwości, osiągać i bić rekordy. Po czym przychodzi moment gdzie jego forma
spada. Nasza cukrzyca bywa niekiedy rewelacyjnie wyrównana, cieszymy się,
cieszy się nasz lekarz prowadzący. Po czym następuję czas, gdzie staramy się
bardzo, a ona jest zupełnie na innym
torze. Można się wkurzać zniechęcać,
ale… Cukrzyca w tym momencie jest ponad, trochę tak jak kobieta podczas PMS, nie
ważne co zrobisz i tak będzie żle... ;) Ale,
czy jeśli kochasz, odchodzisz z powodu tych właśnie dni? Nie, dajesz wówczas na
przeczekanie, bo wiesz, ze to minie. Jeśli akceptujesz, nie traktujesz niczego i nikogo jak kontraktu, który chwilowo przynosi straty. Jeśli nauczysz się podchodzić do tych gorszych
momentów łagodnie, z pokorą, uwierz będzie Ci przede wszystkim łatwiej ale i z
czasem przy pełnej analizie, świadomości słabych stron cukrzycy mimo, ze to „idealne”, czy „perfekcyjne” nie istnieję,
uwierzysz, że Ty jesteś Panem/Panią w tym duecie… Akceptacja, wiedza,
świadomość, to Twoje narzędzia… Życzę Wam jak najwięcej dobrych wyników na
glukometrze. Nawet jeśli coś smuci Wasze oczy, to nie pozwalajcie, aby
równocześnie skakało Wam ciśnienie :)
Pozdrawiam, Ania :)
Bardzo pozytywny tekst - oby więcej takich :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:)Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuń