The Color Run 2016 ... moje osobiste przeżycie :)

Witajcie,
Dzisiaj chce się poruszać nie tylko w tematyce sportowej, ale podzielić się z Wami swoimi emocjami i przeżyciami z niedzielnego Color Run w Poznaniu. Już jutro rozpoczyna się Euro, a więc przez najbliższy miesiąc sport będzie obecny niemalże w każdym domu. Jeśli nie od strony tej najbardziej aktywnej, to przynajmniej tej biernej. Nie wiem jak Wy?, ja nie jestem jakąś fanką football'u. Na pewno jednak z wielką przyjemnością i mam nadzieje spora dawką emocji, obejrzę wszystkie mecze naszej reprezentacji, no i oczywiście te finałowe. Lubię EURO, bo w tym czasie ludzie gdzieś się jednoczą. Często organizuję się spotkania, czy to w mieszkaniach, czy knajpach, aby móc wspólnie ze znajomymi kibicować ulubionym drużynom. Fajna sprawa, zachęcam do jak największej aktywności w  temacie EURO :)


Niedzielny bieg Color Run w Poznaniu był dla mnie wyjątkowy. Po pierwsze jeden z nielicznych tego typu okazji, aby móc zabawić się sportem i to od stóp po samą głowę. Nie dało się tego biegu ukończyć bez uśmiechu na twarzy. Ilość farby jaką miał na sobie każdy z uczestników Color Run była naprawdę solidną paletą barw. Polecam każdemu, bo to naprawdę dobra zabawa, której towarzyszy wiele pozytywnej energii, z dobrą organizacją na czele. Poza tym i przede wszystkim tutaj nie liczył się żaden czas, żadne tempo, a liczyła się Dobra Zabawa!! Wśród uczestników były osoby chwilowo niepełnosprawne, rodzice z małymi dziećmi, całe rodziny, grupy znajomych itd. Dobrze, bo czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość wadzi…



Podczas tej krótkiej trasy pozwoliłam sobie, aby ostatnie trzy lata biegły ze mną, bo w końcu dokładnie tyle trwa moja przygoda ze sportem. Biegłam więc ze wspomnieniami, próbami na jakie wystawiało mnie w tym czasie życie i w końcu z świadomością siebie, o którą zawalczyłam i ją wywalczyłam… Musiały upłynąć trzy lata, abym mogła przyznać sama przed sobą otwarcie, że wiem kim jestem i kim nigdy nie będę. Dzisiaj wiem, że za mną sporo prób na jakie wystawiło mnie życie w ostatnich trzech latach. Jedne były trudniejsze, ciężkie, inne znowu były takimi, które przyjmuje się  z otwarciem dłoni, czy nawet serca. Mam świadomość tego, że przede mną jeszcze nie jedne łzy szczęścia, radości, ale też smutki, rozterki, dylematy…, bo dopiero teraz czuję, że naprawdę żyję i mogę świadomie doświadczać tego co ono mi zsyła...



Próby, które w przypadku osoby uzależnionej od zaburzeń odżywiania zawsze niosą ryzyko. W końcu uzależnionym się jest do końca życia. Kiedy są powody do świętowania, czy żałoby, uzależnienie chce mnie tak bardzo wspierać. Kiedy przychodzi gorszy dzień ono chce mi „pomóc” znieść ten gorszy dzień. Jest takim „przyjacielem”, który nie chce odejść i nie odejdzie. Niestety… Nie ważne co nie zrobi osoba uzależniona, bez względu, czy tym uzależnieniem będzie anoreksja, bulimia, alkohol, narkotyki, seks itd. wszystkie zostają i będą zagrożeniem… Czasami śmieje się, kiedy gdzieś przez myśl przewija mi się, że ja tylko jedno uzależnienie zastąpiłam innym. Możliwe, że tak, jednak jeśli nawet to dobrym uzależnieniem. Poza tym wykonałam mnóstwo ciężkiej pracy nad sobą. Przychodzi gorszy moment, co podpowiada podświadomość?, zrób to co „kosztuję” najmniej wysiłku. Nie podsunie Ci tego co lepsze dla Ciebie, bo w końcu przez ileś lat podświadomość osoby uzależnionej była  karmiona tym samym  kodem - zagrożenie - niejedzenie…

Jednak te ostatnie trzy lata, nie łatwe zresztą, udowodniły mi, że jestem na tyle silna, że i owszem jestem uzależniona i zawsze będę, ale potrafię być ponad tym… Dziś wiem i czuję w końcu, że wszystko co najgorsze jest już za mną, i to już nie może wrócić.. Dlaczego? Moja miłość do sportu jest tak spora, że daje mi siłę, aby w trakcie silnego tornada nie utonąć, nie pozwolić na to mnie samej. Moja miłość do sportu pokonała moje uzależnienie. W końcu moja miłość do sportu pomaga mi w wielu innych aspektach życia i jakże ważnego tutaj zdrowia. Trzy ostatnie lata ze sportem odmłodziły mój organizm o co najmniej połowę moich lat.


zdjęcia: Karolina Kowalska

Fizycznie i psychicznie czuję się zapewne lepiej niż nie jeden 10 latek. Dlaczego wmieszałam to niewinnego człowieczka, który jest jeszcze dzieckiem? Z prostego powodu, mając 10 lat zachorowałam na cukrzycę i czułam się naprawdę chorym człowiekiem, pozbawionym zdrowia, a w dodatku z perspektywą wszystkiego co najgorsze z nią związane. Dzisiaj mogę pochwalić się kolejnym super wynikiem swojej landrynki Hba1c na moim blogu. Odkąd rozpoczęłam przygodę ze sportem zmniejszyłam zapotrzebowanie na insulinę o ponad 50%, wiele posiłków zjadam w ogóle nie podając na nie insuliny. A to nie wszystko, najważniejsze w tym wszystkim, że zmieniłam się ja… Polubiłam siebie i w końcu w pełni zaakceptowałam siebie, swoje ciało…


Każdy z nas z czymś w życiu się mierzy, każdy również, niemalże każdego dnia decyduję o swoim patrzeniu na otaczającą go rzeczywistość… Bywa, że można się zamotać w tym pędzącym świecie. Można czuć ogromną niesprawiedliwość, złość, osamotnienie itd. itd. W tych okolicznościach nie jest łatwo się nie pogubić, zaznawać wewnętrznej niespójność z tym co bywa komunikowane przez otocznie i bliskich nam ludzi. Warto jednak zawsze walczyć o to co jest w nas. Czasami można nie potrafić zdefiniować co to jest, o co w ogóle chodzi… Depresja w cukrzycy nie jest wcale rzadkością, jak i zaburzenia odżywiania również, niestety… W szpitalach, czy na oddziałach diabetologicznych spędziłam w swoim życiu spory szmat czasu. Wciąż napotykałam nowe ofiary zaburzeń odżywiania i innych problemów natury psychologicznej. Często współtowarzyszące cukrzycy schorzenia, które nie pomagają w jej leczeniu. Zaburzenia odżywiania często doprowadzają do ogromnych wahań poziomów glukozy, nie mówiąc już o pozostałych złych konsekwencjach jakie niosą za sobą. W depresji niekiedy chory nie ma siły wstać z łóżka, a co dopiero zadbać o siebie i swoją chorobę. Jednak można sobie pomóc, a przynajmniej spróbować stawić czoła, temu co gdzieś wydaje się tak beznadziejne… Dzisiaj zostawiam już wątek chorób, które są przeze mnie utożsamiane z krzykiem o pomoc… Niebawem jednak podejmę się tych problemów w cukrzycy bardziej szczegółowo. Wracając jeszcze do sportu, to po raz kolejny namawiam Was do ruchu, bo to prawdziwe lekarstwo dla duszy i ciała. Ja mogę tylko potwierdzić to swoją historią. Wielu lekarzy, również psychiatrów potwierdzi, że ruch to zdrowie. Można sięgnąć dna i potrafić się z niego wydobyć. Chciałabym, aby za rok na Color Run było nas Słodziaków bardzo dużo :) Zawsze z Wami, Do zobaczenia :)

Pozdrawiam, Ania :)

Komentarze

Popularne posty