Błędy w startach.
Dzisiaj o błędach startowych, na które najczęściej
natrafiamy. Mądrość, jak wiemy przychodzi dopiero z czasem. Często jesteśmy
mądrzejsi dopiero po szkodzie. Są takie błędy w życiu, które popełnimy raz i
nigdy więcej. W sporcie, kiedy stajemy na linii startu nie zawsze jesteśmy
wyposażeni w rozsądek. Często dzieje się tak, ze o nim najzwyczajniej zapominamy…
Mnie osobiście przytrafiły się trzy starty w dotychczasowej
karierze, gdzie mogę śmiało powiedzieć, były błędne, ale też dzięki temu lepiej
mogłam poznać siebie. Pierwszy z nich polegał na zbyt szybkim wystartowaniu,
gdzie po przejechaniu zaledwie 3 km złapała mnie straszna zadyszka. Trochę
trwało zanim udało mi się opanować tętno. Drugi to zbyt dużo paliwa w baku.
Bieg z przeciążonym żołądkiem jest nie tylko mało komfortowy, ale też bardzo
niezdrowy. Ostatnim potknięciem było, spóźnienie się na sam start biegu. Zdarza się, ale na pewno
już nigdy nie będę przypinać numeru startowego rano przed startem, tylko będę
to czynić na dzień przed nim :)
Bez wątpienia były to potknięcia, która gdzieś na pewno
miały wpływ na wynik końcowy. Niby trening czyni mistrza. Zgadza się, ale w tym
wypadku trening, który odbywa się zazwyczaj w zupełnie innych warunkach to
nieco inne okoliczności, niż nasze zawdy
bez względu jaką nie mają skalę. Dla nas są przeważnie sprawdzianem, jednym z
etapów, który ma nas doprowadzić niejednokrotnie do spełnienia własnych
indywidualnych wyzwań.
Niech każdy bieg będzie zawsze lepszy od poprzedniego. A oto najczęstsze przyczyny
słabszych wystąpień:
1. Za szybki start. Tutaj zasada jest jedna im
więcej biegasz z numerem startowym tym lepiej wypadniesz na docelowym biegu.
Niekiedy wyobrażamy sobie, że przecież trenujemy, robimy 25 km., a nawet
więcej, więc co to półmaraton. Podczas zorganizowanych biegów, okoliczności są zupełnie inne. Dochodzi do tego
adrenalina i można się zdziwić... Metoda małych kroczków sprawdza się chyba
wszędzie :)
2. Kolki, które są spowodowane zbyt ostrym startem,
bądź złym odżywianiem. Ważne jest zarówno to co jemy przed startem, jak i to co
spożywamy w trakcie. Najlepiej przyjąć 300-350 kcal na 3-4 godziny przed
startem, bądź 200-250 kcal na 2 godziny
przed nim. Jeżeli bieg trwa dłużej niż jedna godzina pamiętamy o uzupełnianiu
węglowodanów. Ja zazwyczaj mam przy sobie szybko wchłaniający się żel
węglowodanowy, który służy mi jako mój uzupełniacz.
3. Stres. Warto zatem wszystko począwszy od butów a
skończywszy na dokładnym sprawdzeniu trasy przygotować sobie wcześniej. W samym
dniu startu lepiej dotrzeć na miejsce z rezerwą czasową, niż fundować sobie
dodatkowy stres. Wdech, wydech na 4
również jest bardzo pomocny. Poza tym warto do swoich treningów włączyć ten mentalny,
o którym pisałam w poście: Trening mentalny.
4. Dawkowanie insuliny. Nie ma nic gorszego jak
podczas biegu zaczynam odczuwać, że dopada mnie niedocukrzenie. Tutaj niestety
nie da się tego wytrenować, czy wyuczyć, bo wiemy, że nasza kochana landrynka
potrafi sprawiać psikusa. Ja na start w tego typu imprezach przed sprawdzam
swój poziom cukru, i w zależności od niego działam. Jeśli glukoza jest poniżej
150, startuje bez pompy, aczkolwiek z dużym prawdopodobieństwa niedocukrzenia w
trakcie. Powyżej 200 zostawiam pompę. Ostatnio najlepiej sprawdza mi się obniżenie dawki podstawowej o
50% już na dwie godziny przed i bieg bez dodatkowych gramów :)
Warto zatem jak widać trenować również takie czynności jak
nawadnianie, odżywianie i insulinoterapie. Dzięki temu poznajemy lepiej swój
organizm, na bieżąco korygujemy błędy i mamy szanse w naszym biegu wypaść
najlepiej jak możemy. Zatem działamy, biegamy i każdego dnia zbliżamy się do
swojego celu :)
Pozdrawiam, Ania :)
Komentarze
Prześlij komentarz