Półmaraton AmberExpo 2016 Gdańsk
Witajcie,
W niedziele 16.10. w Gdańsku miałam okazję wziąć udział w
Półmaratonie AmberExpo 2016. Był to mój pierwszy oficjalny bieg na dystansie
półmaratonu. Mogę śmiało powiedzieć, że udało mi się strzelić z formą.
Ukończyłam dystans osiągając czas 1:56:31 i tym samym zrobiłam swoją życiówkę,
z której bez wątpienia jestem bardzo dumna. Wracam zatem wspomnieniami do
ubiegłego weekendu.
Noc przed biegiem nie należała do tych w pełni
regeneracyjnych i przespanych. Jakoś nie stresowałam się specjalnie, przynajmniej
tak mi się wydawało, ale mimo to, gdzieś stres był. Pobudka 6 rano, cukier 345
mg, a więc nie dobrze jak na 3 godziny
przed startem. Wiedziałam, że muszę zachować szczególną ostrożność w bolusie na
zbicie, bo w przeciwnym razie będę walczyć na trasie z niedocukrzeniem, a tego
nie chciałam. Podałam zatem dawkę na zbicie o płowe mniejszą jak wynikało z
kalkulatora.
Śniadanko planowo zjedzone na 2 godziny przed startem. Były
to dwa tosty z szynką, oraz mocna kawa. Poziom adrenaliny w moim organizmie był
chyba tak duży, że pewnie i bez tej
dodatkowej dawki kofeiny bym sobie poradziła. Na posiłek podałam insulinę
zgodnie z tym co zasugerował kalkulator.
Pogoda tego dnia na wybrzeżu była dobra do startu, jak dla
mnie mogłoby być jednak ciut cieplej. Najważniejsze jednak, że nie padało i
wiatr już tak mocno nie szalał, jak dnia poprzedzającego start. Ubrać jednak
trzeba było się ciepło, aby nie marnować energii na ogrzewanie organizmu. Także
musiałam trochę skorygować na chwilę przed startem cześć mojej garderoby i
dokupiłam rękawki termiczne, które pod koniec biegu, gdy trasa była pod wiatr
ratowały mi skórę.
Udało się dotrzeć na miejsce startu. Organizatorzy zadbali o
to, aby wszystko przebiegało płynnie i bez większych utrudnień pod względem
zarówno komunikacji miejskiej, jak i miejsc parkingowych dla wszystkich
mobilków. Ogólnie cała organizacja półmaratonu jak najlepsza. Nie mam tutaj co
prawda zbyt dużego doświadczenia. Wiem jednak, że zarówno trasa, cała
organizacja ruchu, wszystkie wynikające utrudnienia jakie zawsze przy tego typu
przedsięwzięciach mają miejsce jak mówiło sporo mieszkańców Gdańska przebiegała
bez większych problemów. Z punktu widzenia uczestnika tym bardziej. Cudownie
również, że meta była zadaszona, a więc po przekroczeniu 21 km wbiegało się na
teren targów, gdzie zawodników witali cudowni kibice. Poza tym przez cały czas
mogli oni na telebimach śledzić co się dzieje na trasie półmaratonu. Super
rozwiązanie.
Wracam jednak do moich ostatnich chwil przed samym biegiem.
Atmosfera zrobiła się u mnie nerwowa, gdyż cukier zaczął spadać łeb na szyję. Za
chwilę mam startować, a mój poziom 143, strzałeczka w dół, aktualnej insuliny
mam ponad 1,5 jednostki. Oczywiście dawkę podstawową obniżyłam już dwie godziny
wcześniej o 50%. Czułam jednak, że jeśli czegoś nie zjem na bank zamiast
mierzyć się z dystansem, będę walczyć z niedocukrzeniem. Szybko pobiegłam po
batona energetycznego 40g co dało mi dodatkowo około 3WW. Szybka rozgrzewka i
udaję się już na linie startu.
Cały czas jednak myślę o swoim spadającym cukrze. Uspakajała
mnie myśl, że na trasie będą punkty odżywcze i w razie czego będę mogła
doładować węgle. Poza tym miałam żele, więc powinno być dobrze. No cóż, teraz
niech się już dzieje wola nieba, wystartowałam…
Pierwsze 5 km przebiegło nadzwyczaj szybko, tzn., szybko ten dystans
minął. Kolejne 5 również bez większych problemów. Na punktach posilałam się
jedynie wodą i izotonikiem. Teraz już z górki, w końcu minęłam półmetek. Wiedziałam jednak, że wszystko może się jeszcze przytrafić. Około 13 km.,
nastąpił dosłownie mały kryzys, poczułam jakby mój cukier był nieco za niski.
Nie chciało mi się jednak sięgać po libre, także przystanęłam pochłonęłam żel z
kofeiną i pognałam dalej. Stacja po przekroczeniu 15 km, posiliłam się tak jak
zawsze wodą, izotonikiem i tym razem dodałam połówkę banana. Teraz już wiedziałam,
ze jestem coraz bliżej swojego celu. Cały czas kontrolowałam czas, więc
wiedziałam, ze biegnę w dobrym tempie. Nie spodziewałam się jednak, że uda mi
się pokonać dystans półmaratonu poniżej 2 godzin. Przed biegiem jednak
wyznaczyłam sobie nagrodę, że jeżeli to zrobię, tzn. osiągnę czas poniżej 120
minut, kupię sobie najnowsza płytę Agnieszki Chylińskiej :) Kolejny kryzys miałam około 20
km, gdy na końcówce był dosyć spory podbieg, a poza tym od jakiś 2-3 km walka z
wiatrem. Było już jednak coraz bliżej stadionu, więc cel był coraz bardziej również
widoczny. Przekroczyłam 21 km, zerkam na czasomierz 1:57:59, w tym samym momencie pojawiły się łzy w moich
oczach...
Nie wiem, czy były to łzy szczęścia, radości, a może sama
świadomość tego, ile kosztowało mnie wysiłku, aby w swoim życiu znaleźć się
właśnie tutaj. Ile pracy, tej mojej, ale również osób, które nigdy nie
przestały we mnie wierzyć, które w momentach kiedy było naprawdę żlę, potrafiły
być. Sam dystans jaki pokonałam nie był dla mnie ciężki. Powiem nawet, że
lepiej czuję się startując na dłuższym dystansie, zarówno podczas treningów,
jak i potwierdził mi to półmaraton. Cieszę się oczywiście niewymiernie z
osiągniętego sukcesu. Najbardziej cieszę się jednak, że znalazłam swoją drogę,
pasję, która daje mi ogromną radość i prawdziwy sens życia. Ktoś mi kiedyś
powiedział, że droga do szczęścia wiedzie przez mękę. Od tamtego spotkania,
zawsze kiedy na swojej drodze do wyznaczonego celu, jak i w zwykłej
codzienności, napotykam trudności, które maja różną postać, powtarzam sobie w
duszy te słowa... Myślę, że sukces okupiony prawdziwym wysiłkiem jest naprawdę
pięknym uwieńczeniem tego wszystkiego z czym musimy się mierzyć... Życzę Wam
jak zawsze, jak najwięcej dobrego, oraz samorealizacji we wszystkim co
robicie!! Zapomniałabym, cukier po biegu 112, także wygrałam :)
Pozdrawiam, Ania :)
Komentarze
Prześlij komentarz