Onico Gdynia Półmaraton 2017

Witajcie,
Dzisiaj czas na moją relację z ostatniego, ale pierwszego w tym roku oraz nowym sezonie biegowym Półmaratonu. Mój pierwszy start otworzył mi tym samym drogę do zdobycia Polskiej Korony Półmaratonów 2017. Bieg był pierwszym z pięciu i odbył się w Gdyni. Dzisiaj mierzę się już z drugim tej długości dystansem w Poznaniu, ale o nim nie dzisiaj. Po raz kolejny udało mi się pobiec życiówkę oraz zmierzyć się z tym, co chyba najtrudniejsze, a więc własnymi słabymi punktami organizmu. Cukrzyca, jak zawsze w takich ważnych momentach, była wyzwaniem. Po raz kolejny pokonałam siebie…


Pogoda w Gdyni przywitała mnie deszczem i porywistym wiatrem. Mimo, że sobota nie zwiastowała poprawy na niebie oraz w temperaturze, wierzyłam w to, że pogoda ulegnie poprawie. Myśl o biegu w deszczu, w niskiej temperaturze oraz co gorsza silnym wietrze, trochę mnie osłabiała. O ile treningowo można sobie wybierać, czy w pewnych okolicznościach zrobi się trening, czy też nie, to w momencie ważnego biegu sytuacja nie pozostawia już żadnego wyboru. Myślenie o celu w niezbyt sprzyjających okolicznościach, pomaga przygotować się psychicznie do tych najbardziej skrajnych i niesprzyjających warunków. Dlatego postanowiłam nie myśleć o deszczu, tylko o tym na co mam wpływ. Ważna sprawa odpowiednie ubranie. 

Dzień przed startem traktuję zawsze relaksacyjnie. Staram się już tylko wypoczywać i nie narażać się na sytuacje stresujące jak i ryzykowne. Nie głupią myślą jest również wyłączenie telefonu i innych mobilnych urządzeń. Niestety póki co, wciąż się do tego przymierzam, bo jak większość nie potrafię sobie wyobrazić dnia bez nich. Bardzo ważna jest również kwestia odżywiania. W zasadzie, w ostatnim  tygodniu większa ilość węglowodanów oraz zmniejszona dawka i intensywność treningów, to standard. 

Dobrze, dosyć tego co przed. Czas na prawdziwe zmaganie się z kolejnym doświadczeniem. Pobudka rano o godzinie 7, co nie było niczym nadzwyczajnym, bo praktycznie noc była bezsenna. Wspominałam coś o unikaniu stresu? Sam bieg jest już wystarczającym powodem, aby się stresować. Śniadanko nie różniące się od tego, które mam jadać w zwyczaju przed każdym treningiem. Bułka z miodem, czyli węglowodany proste zostały wrzucone na ruszt. Niestety z racji tego, że nie mogłam spać w nocy, połaszczyłam się na prawdziwą bombę kofeinową. Było to błędne posunięcie, bo prawie przez ¾ trasy walczyłam z tętnem. Kofeina miała mnie trzymać mocno i silnie na nogach. 

Cukier na dzień dobry około 115 mg, czyli super. Na dwie godziny przed startem obniżyłam dawkę podstawową o 50% oraz normalnie według przelicznika na śniadanie. Po godzinie od śniadania spożyłam jeszcze batona regenerującego, aby celowo doprowadzić cukry do wyższego poziomu. Libra bezpośrednio przed startem wskazała około 250 mg%, utrzymując tendencje na równym poziomie. Dzięki temu czułam się pewnie i nie musiałam zaprzątać sobie głowy myślami, że po 5 km poczuję jak moje nogi słabną z powodu niedocukrzenia. Na czas biegu wpływ podstawowy miałam ustawiony na 100%. Na każdym punkcie odżywczym uzupełniałam węglowodany oraz płyny. Jeśli chodzi o poziom glukozy, to był jeden z lepszych moich startów. Bieg zakończyłam z wynikiem 89 z trendem spadkowym. Tak, że cukrzyca nie dostarczyła mi problemów na ani jednym kilometrze trasy.



Mimo to, mój bieg po przebyciu pierwszych 10 km był dla mnie strasznie trudny. Problemy z tętnem, które powodowały, że po każdej intensywniejszej próbie przyspieszenia musiałam zwalniać. Każdy kilometr w drugiej połówce okazywał się mało przyjemny. Dochodził również silny wiatr, który na niektórych odcinkach bardzo osłabiał. Spora część trasy była również z podbiegami, więc w momencie kiedy biegnie się na „rezerwie”, jest to dodatkowy level do pokonania. Wierzcie mi, że chorągiewki z przebytymi już kilometrami były dla mnie oddalone o jakieś milowe dystanse. Na 18 km miałam już tak dosyć, że walczyłam z myślą, aby ostatnie 3 km i 97,5 m po prostu podejść. Na szczęście po raz kolejny kibice trzymali mnie przy ostatnich siłach. Poza tym to był bieg i chyba bym sobie nie wybaczyła, że nie zrobiłam tego po swojemu i jak należy. Walczyłam, choć na przyspieszenie w ostatnich kilkunastu metrach nie było mnie już stać. Jedyne o czym marzyłam, to aby przekroczyć metę. Kwestia różnicy sekund nie miała już dla mnie żadnego znaczenia. Po raz pierwszy też w życiu, po przekroczeniu mety zadałam sobie pytanie -  po co ci to jest… Nie minęło kilkanaście minut i to pytanie nie miało już dla mnie sensu. Był to jeden z trudniejszych biegów długodystansowych jaki udało mi się przebyć. Dzisiaj z perspektywy kilku dni wiem, że zabrakło mi podczas biegu małej nagrody, jaką chciałam widzieć oprócz medalu i osiągnięcia kolejnej życiówki… Ostatnio nagrodą za zejście poniżej 2 godzin była płyta Agnieszki Chylińskiej. W niedziele nie miałam takiej nagrody. Podczas biegu też zajęłam swoją głowę dosyć trudną kwestią. Nie wiem tak naprawdę dlaczego, ale zaczęłam się zastanawiać nad wyborem przed jakim mogę stanąć na trasie, gdy np. biegnąca obok mnie osoba zasłabnie. Sytuacja próby własnej etyki i nawet człowieczeństwa. Niby zabawa, niby za każdym razem atmosfera rywalizacji, własne ambicje powodujące, że zaczynam wymagać od siebie więcej. Bujając w obłokach, biegnę i walczę o podium, a biegnący przede mną osuwa się naglę na Ziemię. Co zrobię? Myślę, że sytuacja nie do pozazdroszczenia dla nikogo. Nigdy też tak naprawdę, nie da się do końca powiedzieć, co by było gdyby, tak jak - ja nigdy… Dobrze jednak, że w Gdyni nikt nie musiał podejmować tak ciężkiego wyboru. Warto jednak i nad takimi sprawami może się zastanowić, bo w końcu mogą się one przytrafić. Gdynia jak i całe Trójmiasto piękne są. Kibice pierwsza klasa. Dostarczyli mocnego i silnego dopingu, myślę, że niejednej parze nóg. Wśród biegaczy byli przedstawiciele Portugalii i USA. Żywy doping nie tylko dodaje siły, ale również bardzo wzrusza. Mnie osobiście doprowadzał na trasie do łez… Mój Półmaraton mimo, że trudny udało mi się skończyć z czasem 1’52’44 tak, że jestem usatysfakcjonowana bo to moja życiówka. Myślę, że czas, który udało się wydreptać moim nogom, to nie tylko kwestia fizycznego wytrenowania, to również psychika. Bieganie, ale i nie tylko ono, to trening jednego i drugiego. Biegajcie, ruszajcie się, a szybko się o tym przekonacie :)

Satysfakcjonujących i zdrowych kilometrów :)
Pozdrawiam, Ania :)


Komentarze

Popularne posty