Gotowi do biegu? Czas start! :)

Witajcie,
Wielkimi krokami zbliżamy się do otwarcia jesiennego sezonu startowego. Oczywiście dla wszystkich miłośników biegania jest to najlepszy moment na starty. Wiosna, lato czas przygotowań, jesień czas na sprawdzenie formy. Obecnie tak naprawdę startować można przez cały rok. Bieganie stało się tak popularną dyscypliną sportową, że imprez do biegania nie brakuje. Organizatorom natomiast nie brakuje pomysłów na kolejne imprezy, a wyobraźnia jeśli chodzi o okazje i nazewnictwo jest w tym względzie nieograniczona. Biznes sportowy, biegowy rośnie i wciąż zyskuje nowych sympatyków. Nawet jeśli dzisiaj mówisz, że nigdy nie będziesz biegać, aby wystartować w biegu zorganizowanym, nie oznacza to, że za rok sam nie będziesz nakręcony właśnie, aby startować. Wiem, bo sama to przerobiłam... Dzisiaj zatem, jakie są podstawowe błędy w startach i jak można sobie z nimi radzić.


Niestety od razu na początku muszę przyznać, że zawaliłam w ostatnich tygodniach to, na co pracowałam przez ostatni rok. Czas wakacyjny, jaki miałam przeznaczyć na intensywne treningi ukierunkowane właśnie na robienie życiówek w sezonie jesiennym, przeznaczyłam na osłabianie formy. Trudny okres, trudny czas, wakacje, trochę alkoholu, nieodpowiednie odżywianie, często niewystarczająca ilość snu i dzisiaj zamiast czuć dużo mocy i formę na miarę dobrego zawodnika amatora, czuję, że mi jej bardzo brakuje, co obserwuję po treningach. Człowiek jednak uczy się całe życie, a im większą ma świadomość pewnych rzeczy, tym częściej potrafi się niekiedy pogubić. Powinno być odwrotnie, nie myślicie? Widać nie zawsze się to udaje…

Mimo tego, że forma u mnie słaba, to jednak postanowiłam zmierzyć się z tym, co sobie na początku roku zaplanowałam. Muszę jednak trochę zmodyfikować cele jakie ustaliłam. Marzyło mi się zrobić kolejne życiówki, zrobić dystans półmaratonu poniżej 1:50. Tymczasem czuję, że muszę nieco spuścić z tonu i za cel postawić sobie samo pokonanie dystansu bez zatrzymania. Marzyło mi się mierzenie się z innymi dobrymi biegaczami, tymczasem będę mierzyć się ze sobą, własnymi słabościami. Lubię również i takie wyzwania, bo one pozwalają mi, po pierwsze lepiej poznać siebie, po drugie pokonując pewne słabości, których nie brakuje, masz tym większą satysfakcję z tego co już za tobą. Życie jak przebyty dystans, nie cofniesz czasu nigdy, straconego nie nadrobisz, ale zawsze można wyciągać wnioski i naukę, a tej umiejętności nic nie odbierze. 

Dobrze, teraz czas przejść do tych błędów, których zazwyczaj nam nie brakuje. Myślę, że tak naprawdę nie ważne jak długo się już biega, jakie pokonuje dystanse, jakiego ma się doświadczenie w startach, to wciąż każde kolejne wyzwanie jest czymś mimo wszystko nowym i może zaskoczyć nas czymś, co spowoduje, że zwątpimy w swoje doświadczenie? Błędy, które podam są tymi najczęstszymi:

1. Za szybki start - błąd częsty i popełniany zarówno przez tych bardzo doświadczonych zawodników jak i tych debiutujących. Tymczasem pierwsza 5-ka super, jest moc, przekraczasz 10 km, dalej czujesz ogień, ale już po kolejnych 2-4 km zaczynasz odczuwać, że walczysz z każdym kolejnym metrem i to już robi się problem. Może tak odwrotnie. Spokój na starcie, pierwsza 10-ka bez szału, a dopiero później podkręć tempo i pokaż swoje możliwości, na które tak pracowałeś. Opłaci się… Im wolniej i spokojniej startuję, tym lepiej biegnę później i lepszy mam czas na mecie :)
2. Odżywianie, nawadnianie - chojraków i odważnych nie brakuje. Sama często wybierałam treningi, gdzie założeniem było przebycie dystansu półmaratonu z butelką wody 0,7 l i z zerowym odżywianiem. Oczywiście węgle mam zawsze przy sobie na wypadek hipoglikemii, aż tak odważna nie byłam i do dzisiaj nie jestem. Dzisiaj nie wyobrażam sobie pokonania ponad 21 km tylko z małą butelką wody. Wręcz przeciwnie, korzystam z każdego punktu nawadniania i odżywiania, bo wiem, że bez paliwa i wody nie pobiegnę. Odetnie mnie po prostu. Startując na 5 km, 10 km, można sobie pozwolić, ale nie na „połówce”. Bez paliwa i nawadniania na 15-tym km, albo i wcześniej już będzie z Tobą bardzo kiepsko, Śniadanko na 2 godziny przed startem, bezpośrednio przed biegiem banan i później zaliczam wszystkie punkty odżywcze. Da się ogarnąć i nie czuć przeciążonego żołądka.
3. Muzyka w uszach, wiatr we włosach, albo na plecach i można pędzić. Myślę, że nie tak do końca. Część z nas biegaczy lubi podczas treningu słuchać ulubionych kawałków. Jeśli pomaga i sprawia, że biegnie nam się lepiej, to dlaczego odbierać sobie tą przyjemność. Podczas treningu i owszem, aczkolwiek warto uważać na to co, dzieje się poza tym, co słyszymy w uszach. Niektóre biegi mają wręcz w regulaminie zakaz używania słuchawek podczas startu. Myślę, że jest to jak najbardziej zasadne. Muzyka mimo, że pomaga podczas biegu, w dużej grupie może stwarzać dodatkowe ryzyko. Nie słyszymy komunikatów, które często padają, lekceważymy też trochę kibiców, którzy przyszli specjalnie dla biegaczy. Warto zatem raz na jakiś czas zrobić sobie trening bez muzyki i być w kontakcie ze sobą, własnymi myślami, uczuciami, oddechem, ciałem. Jeżeli już nie wyobrażasz sobie startu bez muzyki, a regulamin zezwala na to, może metoda słuchawki na jedno ucho? Albo podejście, że muzyka tylko w momencie bardzo kryzysowym, jako ta sprawdzona i lubiana forma dopingu?
4. Problem z poziomem cukru, błędna modyfikacja insuliny - no i „Houston mamy problem” i to nie mały. Każdy start jest dla mnie zawsze podwójnym wyzwaniem, bo z tą cukrzycą, niby ją znam i wiem jak reaguję, czego się spodziewać, a jednak okazuje się, że czasem coś mnie zaskoczy. Dlatego w startach wybieram opcję, lepiej wyżej niż niżej i robię się spokojniejsza. Oczywiście, korekta insuliny na 2 godziny przed startem o te 30-40%, pomiar bezpośrednio przed i często dochodzi jeszcze jakaś modyfikacja, wszystko zależy od aktualnego poziomu. Na pewno jeszcze banan, na chwilę przed tym, jak mój zegar zacznie liczyć mój czas. Oczywiście zaliczam wszystkie punkty odżywcze, nie pomijam żadnej przekąski, to jest ten dzień, ten moment, gdy nie liczę żadnych wymienników, kalorii, w tym jedynym momencie liczy się jedno - pokonaj dystans i zrób to co do ciebie należy, najlepiej jak potrafisz. Oczywiście podczas treningów poznaję swoją cukrzycę, zapotrzebowanie na insulinę, węglowodany, czy też ich reakcje na pewne intensywniejsze i miej intensywne jednostki treningowe. Uczę się cały czas, jak każdy z nas cukrzyków, mniej i bardziej aktywnych. W tym dniu jednak nie obchodzi mnie poziom cukru na mecie, obchodzi mnie i liczy się wynik sportowy, związany z czasem. Natomiast nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy, podczas dystansu półmaratonu doświadczyć niedocukrzenia, ufff na szczęście, ani finiszować z mocną hiperglikemią. Najwyższy poziom na mecie około 250 mg%, najniższy około 100%. Czyli, nie licząc, też da się ten cukier jakoś ogarnąć i to wcale nie najgorzej :)

Czas zatem zabrać się za starty w tych obstawianych imprezach. Życzę Wam i sobie powodzenia.
Pozdrawiam, Ania :)

Komentarze

Popularne posty