Cukrzyca z rozsądkiem.

Witajcie,
Moją uwagę w mijającym tygodniu przykuło oraz przybiło wiele spraw. Myślę, że jak na mnie, to trochę za wiele. Zwłaszcza, że tydzień zapowiadał się dobrze, poranek poniedziałkowy słoneczny i niczym nie zmącony początek nowego wrześniowego tygodnia. Po raz kolejny stanęłam w obliczu bezradności wobec problemów cukrzyka. Z perspektywy czasu może czasami mówi się łatwiej, ale kiedy w danej chwili jest lęk, strach i niepewność jutra, dochodzi bezradność, to jest już zdecydowanie trudniej, czasami mówić i dzielić się tym, co właśnie przeżywa cukrzyk w obliczu powikłania cukrzycowego, a już na pewno znajdywać siłę, wiarę i nadzieję, bez których tak naprawdę trudno jest zdrowieć. Dzisiaj o niczym innym, jak właśnie o podejściu cukrzyka do cukrzycy i powikłań...


Z cukrzycą żyję 23 lata… - od takich słów, które oczywiście poprzedzam przedstawieniem się z imienia i nazwiska, rozpoczynam każde swoje spotkanie z Pacjentami. Jestem zawsze po stronie Pacjenta, chociaż też podkreślam i zaznaczam rolę zespołu diabetologicznego w leczeniu i terapii. Moja rola? A raczej moja idea, którą sama sobie tak naprawdę wymyśliłam, to przede wszystkim pokazanie na własnym przykładzie cukrzyka, który przechodził niemalże przez wszystkie fazy cukrzycy, od momentu buntu, poprzez poważne powikłanie cukrzycowe, jakim jest retinopatia cukrzycowa - po przejściową utratę wzroku, najpierw w lewym, później w prawym oku, po moment w którym jestem dzisiaj. Dzisiaj, czyli w momencie gdy cukrzyca nie stanowi dla mnie większego problemu, a ja mogę sięgać i doświadczać tego, o czym kiedyś nawet nie potrafiłam zamarzyć...

Kiedy zwracałam się do Pani Profesor z pomysłem spotkań, miałam nieco inne podejście? Na pewno z czasem człowiek się uodparnia na pewne rzeczy, historie, albo po prostu „ginie”. W końcu tyle ile ludzi, tyle różnych problemów. Jestem Wam zawsze wdzięczna, kiedy podejmujecie dialog, dyskusję i dzielicie się swoimi przeżyciami. Pamiętajmy, że uczymy się najwięcej doświadczając, a jeżeli mamy szanse dowiedzieć się czegoś z czyjegoś doświadczenia, to jeszcze lepiej. Wiele razy już słyszałam o problemach z oczami. Za każdym razem powikłanie to wzbudza u mnie spore emocje i tyle razy ile słyszę kolejne historie, tyle razy na chwile się zatrzymuję. Po prostu znam doskonale te fazy, momenty, gdzie z oczami zaczyna się coś dziać, a cukrzyk ze swoim powikłaniem jedyne co może, to być cholernie cierpliwy i robić wszystko co możliwe, aby te oczy ratować. Doskonale pamiętam te chwile, związane z tymi stanami bezradności, zniechęcenia, czy po prostu zwykłego zmęczenia ciągłą walką... Historia z oczami to jedna z licznych, z jakimi w mijającym tygodniu się zetknęłam...

Kolejna postawa, to postawa - jestem człowiekiem z żelaza, tak sobie myślę - kurczę, dobry jest – ile razy ja tak myślałam o sobie w podobny sposób w kontekście cukrzycy? Było tego sporo… Dzisiaj może czuję, że cukrzyca mi nie dolega, nie daje mocniej popalić, chyba, że za mocno przygrzeje w jedna lub drugą stronę, ale tak - spoko luz. Pozwalam sobie czasami na swoim blogu, na język trochę potoczny i używany raczej w środowiskach subkultury młodzieżowej, aniżeli w innych kręgach, czy słowie pisanym. Używam go po to, aby autentycznie odnieść się i utożsamić z „Anią wczorajszą” i móc lepiej zrozumieć, lepiej niż wtedy… Właściwie nie pamiętam, ile czasu uważałam siebie za „cukrzyka z żelaza”, 10, 12, a może ciut więcej lat. Ja nie byłam typem cukrzyka z żelaza, który to w obliczu powikłania nadal czuje, że może nim nadal być, a niestety są tacy odważni. Nie oceniam takiej postawy, bo nie chce się wymądrzać. Uważam jednak, że kiedy coś zaczyna się z naszym zdrowiem dziać niedobrego i badania, lekarze, dają nam wyraźnie znać, że to ostatnia chwila, aby zmienić swoje podejście do zdrowia, to rzeczywiście tak jest. Nie ma co udawać, że jest się ponad i tak jak się przyplątało, tak sobie pójdzie, bo komplikacje wynikające ze źle wyrównanej metabolicznie cukrzycy tak po prostu sobie nie pójdą, nie zrobią kroku w przód. My ludzie, takich kroków możemy sobie robić wiele, ale nie w obliczu powikłań cukrzycowych…

Neuropatia oraz retinopatia cukrzycowa to najczęściej pojawiające się przewlekłe powikłania cukrzycowe. Należy też pamiętać, na co zwracam w swoich artykułach uwagę nie raz, że zmiana w wyrównaniu cukrzycy nie może i nie powinna odbywać się o całe 180 st. Znaczy to tyle, że w przypadku rekordzistów z HbA1c, których wyniki często dają mocno po oczach, sama do nich należałam, bo moja ówczesna, z czasów „cukrzyka z żelaza”, wynosiła 16,8%, należy z góry schodzić powoli i ostrożnie. Wyobrażając sobie, że zbiegacie z góry, pełnej kamieni, nierówności. Biegnąc, ile sił w nogach, niemalże możecie być pewni, że ryzykujecie urazem i kontuzją. Z cukrzycą jest podobnie. Zanim zaprowadziliście się na własny szczyt, straciliście sporo czasu, więc teraz aby z niego zejść bezpiecznie, trzeba czasu. Niestety często się zdarza, że wielu z nas na górze się przełamuje, dostaje rodzaju motywacji, niczym alpinista, który właśnie zdobył kolejny szczyt - spełnienie i realizację celu. Alpinista ma za zadanie, nie udławić się swoim sukcesem, a ja cukrzyk, przeprowadzić swoją cukrzycę w bezpieczny stan. Czego sobie i Wam zawsze życzę :)

Pozdrawiam, Ania :)

Komentarze

Popularne posty