Nowy rok szkolny z cukrzycą.

Witajcie,
Nowy rok szkolny ruszył pełną parą. Mimo, że szkolnictwo polskie przeżywa kolejną reformę edukacyjną, na której kompletnie się nie znam i nie będę udawać, że jest inaczej, mimo skończenia studiów pedagogicznych. Może gdybym myślała o karierze pedagoga, przykładałabym się bardziej i mogła sobie dzisiaj odpowiadać, rozwodzić się nad sensem, czy też bezsensem kolejnej reformy. Tymczasem koło ponownie toczy się dalej, a punkt widzenia i tak w większości zależy od punktu siedzenia. Wrzesień to koniec dobrego, a początek pracy dla kilkuset tysięcy, jak nie milionów uczniów. Postanowiłam zatem w dzisiejszym artykule poruszyć temat dziecka z cukrzycą w ławce szkolnej i nie tylko…


Mimo, że lata szkolne mam już dawno za sobą i chociaż nie mam dziecka, tym bardziej dziecka z cukrzycą, spróbuję przedstawić swój punkt widzenia dziecka z cukrzycą, którym byłam. Mimo, że czasy były inne, świadomość społeczna również, to jednak myślę, że emocje i uczucia, czy też stany cukrzycowe  jakich każde dziecko z cukrzycą doświadcza, są i były jak nie identyczne to podobne. Ja osobiście nie wspominam dobrze swoich pierwszych dni w szkole, od momentu kiedy zdiagnozowano u mnie cukrzycę. W ogóle cały okres szkoły podstawowej, czy też średniej był dla mnie bardzo trudny. Jaki wpływ na to wszystko miał fakt pojawienia się w moim życiu cukrzycy? Nie wiem, wiem jednak, że z obecnego punktu widzenia, cukrzyca pozbawiała mnie wielu rzeczy, a może ktoś w związku z nią przyczynił się, że w taki a nie inny sposób czułam się z swoją, nazwałam to sobie - nową tożsamością - z jaką zaczęłam kroczyć przez szkolne korytarze.

Skupię się na trzech najważniejszych środowiskach z jakimi każde dziecko, nie tylko z cukrzycą, po prostu się spotyka. Pierwszy i najważniejszy oczywiście jest rodzic, później środowisko nauczycieli i w końcu rówieśnicy. Dlaczego tak, a dlatego, że tak wiele zależy właśnie od nich, aby dziecko z cukrzycą czuło się po prostu dobrze.

Rodzic.
W życiu każdego dziecka - najważniejszy, niczym autorytet, który jest wzorem, ale I nie tylko. Właśnie rodzic powinien stanąć na wysokości zadania i otoczyć swoje dziecko taka miłością, opieką i akceptacją, która nigdy nie wywoła w nim poczucia, że jest samo z chorobą, że jest być może kimś gorszym przez cukrzycę, że z nią będzie mu już tylko trudno i czeka go mnóstwo innych negatywów, które rodzą w nim lęk, obawy i to straszne poczucie osamotnienia i gorszości. Właśnie rodzic, a nie dziecko, powinien zadbać o to, aby informacja o cukrzycy dotarła do wychowawcy i innych nauczycieli. Opiekun powinien zadbać o to, aby jego dziecko w szkole mogło bez obaw w każdej chwili dokonać pomiaru glukozy, spożyć sok w przypadku niedocukrzenia, czy zjeść konieczny posiłek. W końcu w tym momencie rodzic pokazuje, że dziecko jest dla niego ważne, jest kimś wyjątkowym i z cukrzycą kocha je tak samo jak wcześniej.

Wychowawca.
W momencie kiedy rodzic przekazuje informację o cukrzycy u dziecka, wychowawca jest pewien, że jest to zdrowa reakcja opiekuna i razem mogą porozmawiać o tym, jak stworzyć dziecku najlepsze warunki do tego, aby czuło się ono dobrze ze swoją nową „przyjaciółką”, której oczywiście nie widać, a która jest i o którą musi się troszczyć. Gorzej jeżeli informacje o cukrzycy przekazuje wychowawcy samo dziecko, albo co gorsza dowiaduje się on o chorobie ucznia w nieprzyjemnych okolicznościach, np. gdy nastąpił ciężki stan  hipoglikemii albo hiperglikemii. Myślę, że sam fakt, że tak ważną informację słyszy od ucznia a nie opiekuna, powinien w wychowawcy wzbudzać rodzaj niepokoju. Dziecko w takiej sytuacji jest samo i niestety nauczyciel musi podjąć decyzję, co dalej z tym zrobić. Może oczywiście na własną rękę próbować stworzyć dziecku warunki do nauki w klasie, oraz poza nią, aby czuło się dobrze i bezpiecznie. Może też przedstawić chorobę ucznia kolegom i koleżankom w klasie, poświęcając np. jedną z lekcji wychowawczych na zapoznanie pozostałych uczniów, czym jest cukrzyca, co należy robić kiedy Małgosi, czy Jasiowi spadnie cukier i straci przytomność, albo odwrotnie, jakie są objawy tych stanów. Może zrobić to najlepiej jak potrafi, angażując w to sporo czasu, energii i serca. Niestety marne są szanse, aby bez postawy rodzica – opiekuna, który jest z dzieckiem mimo wszystko, cel został osiągnięty. Celem jest oczywiście dziecko, które będzie potrafiło akceptować siebie ze swoją cukrzycą.

Rówieśnicy.
W tym momencie wiele zależy od wieku, okresu o jakim można by mówić. Innym kategoriami myśli się oczywiście w wieku 7 lat, innymi w wieku 14, a innymi w 19-tym roku życia. Dlatego rodzic i wychowawca powinni zawsze tak kształtować postawę u swoich podopiecznych, aby ci nie mieli chwili zawahania, że inne, czy z chorobą, znaczy gorsze. Młodego człowieka kształtują rodzice, w dalszej części szkoła, środowisko pedagogiczne oraz rówieśnicze. Często rodzic w momencie kiedy zaczyna dziać się coś złego z jego dzieckiem, nie spojrzy na swoją odpowiedzialność za ową sytuację, wini za nią nauczycieli. Niestety ziarna posiał rodzic i to on dba o to, aby z ziarna wyrósł dobry owoc, owoc, który w chorobie poda rękę, w głodzie podkarmi, a w sukcesie będzie klaskał. Wartości bądź ich brak wynosimy z domu. Niestety współcześnie na kształtowanie dzieci, zbyt duży wpływ ma internet, tv i inne nie kontrolowane kanały. W nich raczej nie mówi się o szacunku, miłości, przyjaźni, akceptacji, czy dobru. W nich raczej podąża się w przeciwnym kierunku, niszcz i nienawidź, to co inne.

Myślę, że każdy rodzic, którego dziecko żyje z cukrzycą, ma dodatkowe rodzicielskie wyzwanie. Cukrzyca nie jest łatwa, szkoła nie jest łatwa, życie nie jest łatwe. Trzeba jednak pamiętać o jednym, dziecko z cukrzycą w dniu jutrzejszym, za kilka lat, będzie o tyle silniejsze, ile od rodziców otrzyma. Miłości, akceptacji, szacunku i granic, bo ich stawianie jest również bardzo ważne. Niestety ja byłam dzieckiem z cukrzycą, o którego przypadłości szkoła dowiedziała się ode mnie samej. Niestety miałam też takiego pecha, że nikt tak naprawdę z tym nic nie zrobił. Przez całą podstawówkę, myślę oczywiście o tej części z cukrzycą, po kątach robiłam pomiary, jeżeli w ogóle je robiłam, z hipoglikemią czekałam do końca lekcji, aby nie robić zamieszania. Nie to było jednak najgorsze w tym wszystkim, najgorsze było to, że pozwolono mi myśleć, że z cukrzycą jestem gorsza od innych, co tylko spotęgowało moją narastającą alienację. Jest jednak w tym wszystkim pozytyw. Może dzięki temu, że byłam zdana sama na siebie, poznałam lepiej swoją cukrzycę i swoje słabe i mocne strony życia z nią. Może też dlatego, w późniejszym czasie trafiłam na wspaniałych ludzi, którzy włożyli ogrom serca i pracy, abym cukrzycę zaakceptowała. W życiu związek przyczynowo-skutkowy  ma też lepsze oblicze i najważniejsze, aby je dostrzegać. Czasami potrzeba miesięcy, czasami lat, aby do pewnych rzeczy dochodzić. Mój dzisiejszy artykuł niech będzie trochę nauką, albo bodźcem dającym do myślenia rodzicom, nauczycielom, którzy spotykają się z cukrzycą w swojej pracy, aby byli dla takiego dziecka bardziej „aniołami” niż…, no właśnie brakuje mi tu dobrego określenia. Dobrego Nowego Roku Szkolnego :)

Pozdrawiam, Ania :)

Komentarze

Popularne posty