2 Bieg Niepodległości Poznań

Witajcie,
Ponieważ mam za sobą kolejny bieg w tym roku, więc na gorąco koniecznie chcę się nim z Wami podzielić. Za listopadem nie przepadam, zresztą niewiele znam osób, które by za nim przepadały. Jest jednak w nim taki dzień, gdy oprócz tego, że się obchodzi kolejną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, to jeszcze w wielu miastach w Polsce jest bieg, bieg wyjątkowy, bo Bieg Niepodległości. Przed startem następuje wyjątkowa chwila, gdy puszcza się nasz hymn i wszyscy zawodnicy odśpiewujemy słowa Mazurka Dąbrowskiego. „…marsz marsz Dąbrowski, z Ziemi włoskiej do Polski…”. Czuję wtedy wyjątkową dumę, że jestem Polką, mimo, że w tej  Polsce  nie zawsze i do końca czuję się dobrze, ale to inny temat. Czas stanąć ponownie na starcie 2 Biegu Niepodległości, więc zapraszam.

Przyznam się Wam od razu na początku, że decyzja o starcie była do godziny 8.30 w sobotę zdecydowanie na NIE. Nawet położyłam się spać zdecydowanie później niż mam w zwyczaju na dzień przed startem. Po prostu nie specjalnie mi się jakoś chciało, poza tym zimno, wiatr… Gdybym jednak zaczęła szukać powodów, to tylko bym je nakręcała. Tak więc stwierdziłam - zobaczę rano co będzie, z jakim wstanę nastawieniem, cukrem, itd. Pobudka i spacerek z moim ukochanym Empim w deszczyku, myślę, no cóż… Poranny prysznic zaliczyłam i wychodzę z łazienki, a tutaj słońce… Myślę, cudowny dzień, aby pobiec dobrą dyszkę :) Wiedziałam, że już nie potrzebuję zastanawiać się, ani nad formą, ani nad niczym innym.

Forma, no właśnie, bardziej blokada jaka pozostała mi po Półmaratonie w Krakowie. Bieg na 10 km to nie bieg na dystans Półmaratonu, to jedno, dzisiaj spożyłam banana, którego mam przetestowanego jak żadne inne węgle, więc od strony żołądkowej nie może się nic zadziać. Mimo wszystko z tyłu głowy miałam jednak gdzieś ten dyskomfort jaki towarzyszył mi w Krakowie. Cukier idealny, dawka w bazie podstawowej od dwóch godzin przed startem na 70%. Najważniejsze, że czułam się naprawdę dobrze.

Dobrze…, była jeszcze jedna obiekcja, z którą musiałam sobie poradzić. Zeszłoroczny Bieg Niepodległości był totalnie skopany przez organizatorów. Zapisując się jednak pomyślałam, że dam im jeszcze jedną szansę, opłaciło się! W tym roku śmiało mogę stwierdzić, że zrekompensowali poprzednie błędy z nawiązką. Całą organizację, praktycznie od początku do momentu przekroczenia mety, po wręczenie pamiątkowego medalu, aż po posiłek regeneracyjny, czyli w przypadku Poznania nie mogło być dziś inaczej, jak smaczny i kaloryczny Rogal Marciński, oceniam tym razem na bardzo dobry plus. No, może rogaliki były ciut za drobne dla niektórych, ale jak dla mnie to i tak w porcji zbyt dużej.

Trasa trochę zmieniona, inna niż rok wcześniej, znaczna część z wiatrem, w drugiej połówce zdarzały się odcinki pod wiatr, a ten był dokuczliwy. Kibice mimo zimna dopisali, młodsi, starsi, silnie i z werwą wspierali swoją obecnością i okrzykami. W 85 % bieg po płaskim  i troszkę pod góreczkę, ale tylko, aby poczuć, że chwilowo jest trudniej. Mimo mokrej nawierzchni biegło się bez poślizgu. Plus dla organizacji, bo przestrzegli, aby zawodnicy uważali. Tak, że w tym roku 2 Bieg Niepodległości naprawdę Super!!! Myślę, że w przyszłym roku obiekcje co do organizacji mogę schować w kieszeń starej bluzy, którą przy okazji wyrzucę.

Każdy bieg to oczywiście cukrzyca, bez tej bohaterki i przyjaciółki nie może się nic odbyć... Tym razem i ona zdała egzamin poprawkowy na bardzo dobry plus. Zero niedocukrzeń, zero incydentów w postaci, za chwile startuję, a cukier leci łeb na szyję. Co robić zatem..., oczywiście, że na ratunek spieszą węgle, ale wolę bez takich stresów.Tak, że startowałam z poziomem 120 mg, baza na dwie godziny przed startem zmodyfikowana o 30%, a zakończyłam z poziomem 156 mg. Można? Oczywiście, że można i nawet bez systemu monitoringu FreeStyle Libre się udaje.

Wiecie…, bardzo się cieszę, że pobiegłam, bo znając siebie, gdybym odpuściła to męczyłoby mnie to bardzo. Taki typ, taki charakter. Na krótko przed startem padły słowa „biegacz, mierzy się z wieloma ograniczeniami, także tymi związanymi z ciałem”, po chwili „…maratończyk jest wciąż pod presją, a wy biegniecie na 10, która jest przyjemnością”. Była w tym moc i prawda. Z każdego dystansu można czerpać radość i każdy dystans może też budować bez względu na długość. Zresztą inaczej zawodnik nastawia się mentalnie i fizycznie na dystans krótki, inaczej na długi. Każdy dystans tak naprawdę ma swoje dobre strony. W biegu na krótkie dystanse można dawać z siebie 120% i czuć przysłowiową zadyszkę. W długich dystansach siły rozkłada się inaczej, start spokojny i dopiero później dociskamy. Ale to już indywidualne i bardziej precyzyjne podejście dla tych, którzy się po  prostu pasjonują. Wiecie co jest jeszcze bardzo pozytywnego w biegach na dystanse krótkie? Nie ma zgonów, ani scen niczym z izby przyjęć. Jest po prostu bezpieczniej i mniej obciążająco dla organizmu, zdecydowanie mniej. Chodzi w końcu o zdrowie. Dobrego i przyjemnego weekendu świątecznego. Jeżeli rogal spożyty pomyśl o ruchu, przyda się ;)

Pozdrawiam, Ania :)

Komentarze

Popularne posty