Moje spotkanie z Eversensem.


Witajcie,
W ubiegłym tygodniu obiecałam Wam napisać o tym co pomogło mi wyjść z zaburzeń odżywiania. Postanowiłam jednak, że napiszę o tym w kolejnym niedzielnym artykule. Ponieważ w mijającym tygodniu przeszłam zabieg wszczepienia sensora Eversense, chcę dzisiaj na świeżo i z emocjami podzielić się tym z Wami. Póki jeszcze emocje nie opadły. Oczywiście nie podzielę się z Wami jeszcze swoją opinią co do użytkowania, czy ewentualnych uwag, plusów, minusów, bo na to wszystko jest jeszcze za wcześnie. Obiecuję jednak, że za jakiś czas na pewno to zrobię. System monitorowania glukozy firmy Roche miał swoja premierę w Polsce jesienią 2017 r. Do chwili obecnej mogłam już przetestować inne systemy monitorowania glikemii przy użyciu MIniLinka, korzystając z pompy Medtronic Veo 754 oraz systemu monitorowania glikemii za pomocą FreeStyle Libre. Czas zatem na kolejne nowości…


O powyższych systemach oraz moich doświadczeniach z obu systemów możecie przeczytać w wcześniejszych artykułach na moim blogu. Dzisiaj czas na kolejną odsłonę. Zanim jednak zacznę, od razu na początku artykułu chciałam podziękować moim wspaniałym lekarzom z Kliniki Chorób Wewnętrznych i Diabetologii za możliwość testowania systemu Eversense. 

Czym dokładnie jest  Eversense?

System Eversense CGM jest systemem do ciągłego monitorowania glikemii. Składa się z czujnika wprowadzonego w ramię, inteligentnego nadajnika noszonego nad czujnikiem i aplikacji na urządzenia przenośne do wyświetlania pomiarów glukozy.  Pomiary wykonywane są co 5 minut bez naszej ingerencji. Nawet jeżeli znajdujemy się oddaleni od telefonu komórkowego, ja np. na spacer z psem nigdy nie zabieram go ze sobą, po powrocie wszystkie pomiary z czujnika zostają przesłane na telefon. Czujnik z telefonem łączy się za pomocą Bluetooth. W systemie wymagana jest dwukrotna kalibracja na dobę. Sami decydujemy o godzinach jej wykonania. Aplikacja jest bardzo czytelna i zrozumiała. Bardzo fajną sprawą jest, że na 20 minut przed wystąpieniem hipoglikemii, czy hiperglikemii dostajemy komunikat i możemy zadziałać wcześniej, unikając tym samym negatywnych skutków jakie z nich mogą wyniknąć. W końcu czasami zdarza się, że w nocy coś zadzieje się z wkłuciem, np. zostanie wyrwane, odkręci się, nasz telefon oraz czujnik zamieszczony na ramieniu nas powiadomi, że glukoza przekroczyła poziom np. 200 mg%. System na dobę od podłączenia wymaga od nas czterokrotnej kalibracji, w kolejnych dwa razy.


Zabieg.

Przyznam się szczerze, że przed implantacją naoglądałam się filmików na ten temat i szłam bardzo zestresowana. Tymczasem okazało się, że nie było się czym stresować. Czujnik zostaje wprowadzony w ramię poprzez przerwanie skóry skalpelem przez wyspecjalizowanego lekarza. Wcześniej zostaje podane znieczulenie miejscowe, ból porównywalny do szczepionki, a więc żaden. Oczywiście odkażenie skóry itd. to wiadoma podstawa. W momencie kiedy miejsce jest już znieczulone, nałożona zostaje specjalna chusta i lekarz zaczyna swoją pracę. Po nacięciu skóry szuka tunelu pomiędzy bicepsem a tricepsem i tam umiejscawia czujnik. Następnie następuje ściągnięcie skóry, założenie szewek, które po 5 dniach rozpuszczają się samoistnie, zostaje założony opatrunek i po wszystkim. Cały zabieg trwa od 5 do 10 minut, nie boli w trakcie wykonywania i po jego wykonaniu również. Sami lekarze przekazali mi informację, że nie odnotowano przypadku, aby ktoś zażywał środki przeciwbólowe w późniejszych godzinach.

Szkolenie.

Przedstawiciel firmy Roche omawia całą obsługę zarówno aplikacji, jak i działania czujnika. Uczysz się obsługi tych dwóch rzeczy oraz zarządzania poszczególnymi opcjami w aplikacji. Dla kogoś kto wcześniej korzystał już z systemów monitorowania glikemii zasady działania są bardzo proste, bo w zasadzie wszystkie są bardzo podobne. Miałam to szczęście, że wchodziłam na zabieg jako pierwsza, więc mogłam przy okazji szkolenie przejść dodatkowo jeszcze dwa razy, aby pewne rzeczy sobie jeszcze lepiej utrwalić w głowie. Polecam jeżeli macie taka możliwość, bo to pomaga. Poza tym każdy jest inny i na inne rzeczy zwraca uwagę. Samemu można nie wpaść na pewną rzecz, a ktoś inny o to zapyta i może nam to posłużyć w praktyce. 

Pierwsze założenie nadajnika.

Powiem wam, że trudne. Polecam, aby poprosić kogoś o pomoc. Mnie na pewno dodatkowa ręka by się przydała, jak nie para. Nadajnik umiejscawia się na ramieniu dopiero 24 godziny po podłączeniu, spreparowaniu urządzeń oraz wykonaniu wszczepienia. Zanim nakleisz plaster na nadajnik musisz znaleźć najlepszy sygnał łączenia czujnika z nadajnikiem, podobnie jak z zasięgiem jeżeli chodzi o telefon, czy internet. Jeździsz zatem po ramieniu i szukasz, od braku do słabego poprzez dobry aż do doskonałego. Myślę, że z czasem będzie to zabawa, a jak przekazali mi pacjenci bardziej doświadczeni, to nawet odcisk plastra wskaże miejsce umiejscowienia nadajnika. Trochę się naszukałam i zaczęłam już się stresować, że może coś jest nie tak. Udało się jednak. Najtrudniejsze jednak jest rozprawienie się z plastrem przy użyciu tylko jednej ręki tak, że dobrze poprosić o pomoc. Mnie się mimo wszystko udało. 

 

Minus na dzień dobry?

Cukrzyca jak wszyscy wiemy kosztuje sporo. Dzisiaj nie mam na myśli powikłań, aczkolwiek je również trzeba brać pod uwagę. Każda inwestycja w siebie, swoje zdrowie zapewnia nam lepszy komfort życia z cukrzycą oraz lepsze jej wyrównanie, a im lepsze wyrównanie tym mniejsze ryzyko wystąpienia powikłań. Dobrze, czas spojrzeć jednak na cyfry związane z ekonomią. Zakup czujnika to koszt 2750 zł, który starcza na rok, dochodzi zakup dwóch sensorów, które łącznie kosztują 4800 zł, jeden sensor ma 97 dniową żywotność, co daje nam dodatkowy miesięczny koszt leczenia cukrzycy do tego co już ponosimy około 1000 zł. Sporo, a myśleć trzeba o pozostałych kosztach życia, bo w końcu my jako chorzy na cukrzyce nie jesteśmy uprzywilejowani. Cukrzyca to jedna z droższych chorób i dobry biznes dla firm farmaceutycznych. Życie, a życiem niestety najczęściej rządzi pieniądz. Myślę jednak, że trzeba się cieszyć, bo dzisiaj nawet przy minimalnych nakładach na cukrzycę, życie z nią i tak wygląda o niebo lepiej, niż było to jeszcze np. 24 lata temu, nie mówiąc o tym jak było jeszcze dawniej. Mnie akurat cukrzyca dotknęła w roku 1994 r i kiedy porównuję, to po prostu mówię było wtedy średniowiecze... Cieszę się, że mogłam doczekać takich czasów i takiego komfortu życia z cukrzycą. A jak jest z Wami? Macie jakieś doświadczenia z obecnymi systemami monitorowania glikemii? Będę wdzięczna jak podzielicie się swoimi doświadczeniami zamieszczając komentarz. Trzymajcie się :)

Komentarze

  1. dla mnie fakt przerwania skóry i wszczepienia czegoś pod skóre jest przerażający. Sam fakt że musi to robić lekarz już przyprawia o dreszcze. czekam na więcej info jak idzie użytkowanie tego cacka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie taki diabeł straszny jak go pokazują:)Dziękuje za wpis:)Do napisania, Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty