Serca, które leczą.


Witajcie,
O problemie depresji wśród osób z cukrzycą, pisałam już niejednokrotnie. Depresji często nie widać, a niestety jest to jedno z powikłań cukrzycowych, które dotyka coraz większą grupę ludzi. Prawie na każdym spotkaniu jakie prowadzę na oddziale z pacjentami diabetologicznymi w Szpitalu Fr. Raszei w Poznaniu, trafia się jedna osoba z depresją. Jedna, z którą udaje mi się porozmawiać, ile takich osób tak naprawdę funkcjonuje z tą ciężką chorobą? Tydzień temu wysłuchałam kolejnej historii, bardzo trudnej, ale też pełnej siły i mimo wszystko sporego poczucia humoru. W dzisiejszym artykule po raz kolejny wracam do tego trudnego tematu, ale też jak zawsze z podejściem pełnym optymizmu i wiary w tych, którym jest bardzo trudno, na tu i teraz czuć radość i sens życia…


Poznaję różnych ludzi, spotykam się z rozmaitymi ich problemami oraz cały czas mierzę z własnymi. Dzisiaj jest o wiele łatwiej, bo… Pamiętam jednak te czasy, kiedy to skupiona tylko na sobie, nie zauważałam niczego poza ciężarem własnego Życia i związanych z nim doświadczeń. Doskonale pamiętam czasy studiów i momenty, kiedy wyjście z domu na zajęcia sprawiało mi ogromny ból i stanowiło wyzwanie na skalę wejścia na szczyt, zwany moim osobistym Kilimandżaro, jaki miałam tylko w głowie. Jeżeli mi się udawało, może czułam się ciut lepiej, natomiast w momencie kiedy rezygnowałam z podjęcia najmniejszego wysiłku, pogrążałam się jeszcze bardziej.

W dzisiejszych czasach prawie wszyscy za czymś pędzimy, gubiąc często to, co jest dla nas tak naprawdę ważne. Pozbawiamy się wartości, na których nam zależy, a może po prostu boimy się ich doświadczać? Z czasem okazuje się, że mamy coraz mniej czasu, zainteresowań, pasji i nic nas nie cieszy. Okazuje się, że coraz bardziej cierpimy i czujemy się coraz gorzej sami ze sobą. Smutni, z brakiem energii do działania, nawet zwykłe czynności związane z codziennym funkcjonowaniem stają się dla nas trudnymi do wykonania. Zaniedbujemy kontrolowanie glikemii, a to może dać konsekwencje dla kolejnych problemów zdrowotnych, jak powikłania cukrzycowe.

Wcześniej pisałam o tym, jak bardzo pomógł mi sport w osobistej walce. Nie ulega wątpliwości, sport dał mi coś jeszcze, coś bardzo ważnego, otwartość na innych ludzi oraz satysfakcję płynącą z pomagania. Kilka lat temu w czasie studiów wkręciłam się mocno w wolontariat. Niestety byłam zbyt słaba wtedy, aby czerpać z tego całą sobą, cieszyć się i zauważać to, co w tym wszystkim najpiękniejsze i najlepsze. Ważne, żeby próbować, nawet jeżeli ma się poczucie, że nie ważne co się dzieje, co się robi, to wszystko jest bezsensu. Ważne, aby dawać sobie szanse mimo wszystko…

Sport nauczył mnie na nowo odczuwać zmęczenie, złość, niechęć, radość, satysfakcję. 

Nie o sporcie jednak dzisiaj, bo o nim rozprawiam niemalże w każdym artykule. Dzisiaj chcę Was zachęcić do otwarcia się na innych, otwarcia serca na ludzi, którzy są wśród was. Myśląc o innych, wcale nie trzeba zapominać o sobie, czy swoich problemach, bo w końcu się nie da. Chodzi o to, aby w natłoku pewnych ważnych spraw, znaleźć czas dla innych, którzy też są i może nawet mają dużo poważniejsze problemy niż my… Czasami wystarczy wysłuchać, aby spowodować, że ktoś poczuje się lepiej, lżej… Nie ma w tym żadnej trudności, a godzina czasu w tygodniu, jest tak naprawdę kroplą w morzu, nawet jeżeli jesteś prezesem, właścicielem poważnego koncernu, to warto się zatrzymać. Po co? Po to, aby było lepiej, aby pędzący świat czasami zwolnił, w końcu każdy z nas decyduje jakiej nabiera prędkości na życiowej autostradzie. 

Drugą fajną sprawą, która może uczynić duszę szczęśliwszą, jest czworonogi przyjaciel, pies, kot, co kto lubi. Mnie Empi, mój 16-miesięczny pies, każdego dnia daje bardzo dużo. Nie tylko radości, poczucia, że czeka na mnie każdego dnia, cieszy się, jest często sercem, które leczy. Podobno pies doskonale potrafi rozszyfrować swojego właściciela, jego emocje. Instynkt i niesamowity węch psów, wykorzystywany jest w wielu dziedzinach życia. Zapewne słyszeliście niejedną historię, gdy czworonożny przyjaciel uratował swojemu właścicielowi życie, a w przypadku cukrzycy zareagował na niedocukrzenie. Pies odpowiednio wyszkolony do pracy z diabetykiem potrafi wyczuć hormony jakie człowiek wydziela w sytuacji niedocukrzenia. Potrafi też wyczuć i zaobserwować zachowanie odmienne od zwykłego. Pies zaczyna reagować dużo wcześniej niż my i potrafi przynieść saszetkę z glukometrem, czy glukozą. Mój Empi nie przeszedł takiego szkolenia, ale może kiedyś pomyślę i o tym. Póki co, skupiam się na zupełnie innych pozytywach jakie daje nam nasza wierna przyjaźń. Poza tym jeżeli już mowa o psie, jak doskonale wiemy, że to dobry powód, aby się ruszać. W końcu na spacer wyjść będzie trzeba. Życzę Wam sporo dobrej energii na każdy nowy dzień, bo to Twój dzień, który już się nie powtórzy!! :)

Komentarze

  1. To prawda, że zwierzęta często w ciężkich chwilach są dla nas podporą. Niby nic nie powiedzą, ale gdy widzą smutek wiedzą jak się zachować i jak pocieszyć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty