Cukrzyca znaczy zdrowiej - Gold

Witajcie,
Jakiś czas temu wspominałam Wam, że planuje niebawem wystartować w zawodach kolarskich. W tym roku nie było to takie oczywiste jak w latach ubiegłych. Z racji tego, że na moment zmieniłam szerokość geograficzną i moje treningi na szosie są raczej weekendowe, a do własnej formy mam wiele uwag. Mimo wszystko udało mi się w ostatnią niedziele tj. 12.08. stanąć na starcie w zawodach kolarskich w Anglii Yorkshire Tour. W dzisiejszym artykule nie może zatem zabraknąć moich wrażeń z tych zawodów. Zawodów, które dalekie były od tych do których przywykłam i z którymi w Polsce się spotykałam. Czas zatem na szczegóły…

Moje treningi w Anglii są bardzo specyficzne i kosztują mnie zazwyczaj sporej energii. Powodów tego stanu jest wiele i chociaż na początku, tzn. w pierwszych dniach, tygodniach mojego pobytu w Anglii zaczęłam się już żegnać z kolarstwem szosowym w tym sezonie to jednak udało mi się uwierzyć w to, ze być może pokręcę troch kilometrów w obecnym sezonie na mojej ukochanej szosie… Kiedy porównuję statystyki sprzed ubiegłego roku i poprzednich lat, mój wyniki wypadają  bardzo słabo. Możecie mi wierzyć, albo nie, ale jest mi z tym strasznie ciężko…


Pierwszy start na szosie w milach… 

W niedzielę pobudkę zaplanowałam na godzinę 5.30. Niestety poziom glukozy pokazał szczyt góry, którego z racji towarzyszącego stresu mogłam się spodziewać. Nie lubię tych stanów, zwłaszcza przed startami, bo wprowadzają u mnie dodatkowe nerwy i zamieszanie. Podałam insulinę według kalkulatora bolusa oraz zjadłam standardowo kawałek sernika. Tym razem z racji wysokiego 324 mg% poziomu glukozy zrezygnowałam z banana. Na moje nieszczęście poziom glukozy spadał bardzo słabo. Jeszcze na 45 minut przed startem oscylował w okolicach 200 mg%. W tym momencie modyfikacja dawki jest szczególnie trudna, bo tak naprawdę ciężko przewidzieć co będzie się działo dalej… Postanowiłam nie reagować tzn. nie podawać insuliny na zbicie i bezpośrednio przed startem oznaczyć ponownie glukozę. Wynik 178, obniżyłam zatem wlew podstawowy o 20%. Pogoda tego dnia od rana była fatalna. Dosłownie na pięć minut przed wyjściem z samochodu nastąpiła okropna ulewa, która wpędziła mnie w totalne zakłopotanie. Wiedziałam, że jazda przy takim oberwaniu chmury mija się z celem. Myślałam, aby  odpuścić…

Zaczęła się walka, bo nogi chciały, a rozsadek mówił swoje… Na szczęście przestało padać i z obawami również o cukier postanowiłam wystartować. Teraz wiem, że podjęłam dobrą decyzję, ale wtedy nie  było to dla mnie takie oczywiste…

Linia startu dziwna, bo w 5-6 osobowych grupach. Nie jest to jedyne dziwactwo tego wyścigu, jeżeli w ogóle zawody można zakwalifikować jako wyścig. Cukry oraz pogoda, czyli kwestie, których obawiałam się najbardziej nie sprawiły zawodu. Cukier trzymał formę, na trasie spożyłam jeden żel Huma o smaku czekoladowym, a po przekroczeniu mety na glukometrze było 146 mg% - czyli idealnie i w sam raz na ciąg dalszy dystansu… Jeżeli chodzi o pogodę ta również spisała się na bardzo dobry z plusem. Nie było ani za gorąco, ani za zimno, wiatr spokojny. Przez moment pojawiło się nawet słońce. Nawadnianie, które jak zawsze podkreślam jest bardzo ważne jeżeli chodzi o poziom glukozy i wydolność, starałam się utrzymywać 2-3 łyki co 15 minut, poszły dwa bidony z elektrolitami. 


40 mili…, czyli 64 km w nogach…

Były szokiem tak naprawdę. Spodziewałam się solidnej rywalizacji, a spotkałam się z… Trasa niestety nie zabezpieczona i tutaj od razu minus. Były odcinki i owszem bezpieczne, ale momentami było bardzo słabo pod tym względem. Poza tym skrzyżowania, gdzie traciło się czas, aby przepuścić ciąg jadących samochodów. Dla mnie osobiście porażka, bo czas cały czas płynął… Kolejna „niespodzianka” była przy pierwszych torach kolejowych, gdzie stacjonowała Policja, która wstrzymała wyścig, bo posypywała jezdnie piaskiem. Niestety mój angielski jest niewystarczający, aby zrozumieć cel i zasadność tych działań w momencie zorganizowanego wyścigu. Punkt odżywczy przypominał piknik, gdzie kolarze zjeżdżają z trasy i spożywają żele oraz napoje energetyczne. W życiu nie spodziewałam się czegoś takiego, więc byłam bardzo zaskoczona. Na trasie podobnie, zawodnicy zjeżdżali na pobocze, pili i się odżywiali, tracąc czas... Patrzyłam na to wszystko i nie wierzyłam!! Strzałki na trasie niewidoczne. Miałam sporo momentów, gdzie zastanawiałam się, czy jeszcze biorę udział w zawodach… Kiedy udawało mi się ujrzeć kolejna po dłuższej chwili zwątpienia, cieszyłam się jak dziecko…


Był moment buntu…

W końcu jestem nieustannym buntownikiem i co mi nie pasuję wyrażam zawsze. Na jakiejś 35 mili dojechałam do mostu z światłami, pech - czerwone. Uznałam, że dosyć już straciłam czasu na pokonanie tego dystansu i odważyłam się zaryzykować i wjechałam na czerwonym. Przejazd bardzo wąski, samochód w stylu jeep prawie zahaczył o mój rower.  Na szczęście udało się przejechać bez szwanku i w jednym kawałku, ufff…

W tym wyścigu wywalczyłam sobie zloty medal, 40 mili tj. 64 km w czasie 2;35:04 osiągając tym samym najlepszy wynik wśród kobiet. Satysfakcja jest, ale też nie czuje się spełniona w tych zawodach. Mimo, że dałam z siebie bardzo dużo, były czynniki na które wpływu nie miałam, jak np. skrzyżowania. Poza tym o wiele łatwiej jest cisnąć kiedy inni piknikują, bo w końcu konkurencja wówczas maleje… Jakby nie mówić i myśleć o Polsce?… Mamy naprawdę Piękny kraj, a nasze imprezy sportowe organizowane są na bardzo wysokim poziomie. Kończąc już dzisiejszy artykuł, bez względu na wszystko - Trzymajcie w zdrowiu własną Formę!!!


Komentarze

Popularne posty