Ciemna strona izolacji.

Witajcie,
Kiedy maleje liczba zgonów rosną szanse powrotu naszego dawnego życia... Chcemy w to wierzyć i czekamy na to z utęsknieniem. Chyba trzeba zdać sobie jednak sprawę, że wychodzenie z izolacji na jaką jesteśmy w ostatnich dniach, a nawet tygodniach skazani nie będzie łatwą drogą. Przynajmniej nie dla wszystkich. Nie stanie się tak, że nagle Rząd powie od teraz jesteście znowu wolni i możecie swobodnie poruszać się po mieście, dokonywać własnych wyborów, czy w pełni korzystać z wcześniejszych przywilejów i czuć się przy tym w pełni bezpiecznie. W moim odczuciu wychodzenie z tej konkretnej izolacji będzie bardzo długim procesem, a wszystko to co zadziało się podczas jej trwania, będzie miało bardzo duży odcisk, zarówno na zdrowiu fizycznym, psychicznym i społecznym. W dzisiejszym artykule o ciemnych stronach izolacji…



Gdyby ktoś na początku roku powiedział mi, że dzisiaj my obywatele, niby wolnego kraju będziemy mierzyć się z czymś tak koszmarnym, nie uwierzyła bym. Mamy kwiecień, za chwile maj, kwitną piękne mlecze, a my zamiast randkować jesteśmy pozamykani w czterech ścianach. Sama ostatnio złapałam się na tym, że natrafiając na partol policji pomyślałam, w sumie to szkoda, że się nie zatrzymał, bo miałabym ochotę niewinnie poflirtować. Brak bezpośredniego kontaktu z ludźmi, nie jest niczym dobrym. Wiem, ze o randkowaniu dzisiaj już rzadko kto myśli, szkoda, bo to pomaga się zrelaksować, poza tym jakby nie było, to była też istotna część naszego życia, także polecam przypomnieć i wykreować sobie fajną randkę :)

Część z nas już od dłuższego czasu jest pozamykana w domach, boi się z nich wyjść nawet za pilną potrzebą. Rezygnuję z spraw bardzo ważnych, nawet swojego zdrowia. Strach sparaliżował całe życie większości z nas. Życie, które do momentu wirusa pielęgnowaliśmy i kochaliśmy. Trudno się dziwić, że są w nas tak ogromne pokłady strachu, niepokoju itd. Widok rosnących statystyk, zdjęcia trumien, czy ludzi pod respiratorami, przeraza wszystkich. Jakby tego wszystkiego było nam jeszcze w tym koszmarze mało, to niemożność pożegnania bliskiej odchodzącej do wieczności osoby... Mnie osobiście w tym wszystkim ten fakt przeraża najbardziej. Dzisiaj wiem jakie miałam szczęście, że mogłam pożegnać się z tatą, dotknąć ostatni raz jego dłoni, połączyć duchowo i pobyć te ostatnie minuty w zadumie i skupieniu z nim, za to jestem również bardzo wdzięczna w życiu...

Cztery ściany, na początku fajnie, bo mogliśmy w końcu odpocząć, zatrzymać się, pobyć ze sobą i nareszcie pomieszkać trochę w własnym mieszkaniu, czy domu. Dobrze, ale tylko na chwile. Teraz wyobrażam sobie wszystkie te konflikty do jakich dochodzi obecnie, nadużycia, przemoc fizyczna, psychiczna, seksualna. Nie mogę pominąć też tego, że mamy idealne warunki do powrotu do uzależnień od alkoholu, narkotyków i innych, bo tych w społeczeństwie jest cała masa. Powrotu, ale też być może rozwoju tych właśnie uzależnień. Lęk, niepokój wywołują agresję, ale też przyczyniają się do sięgania do destrukcyjnych i autodestrukcyjnych mechanizmów radzenia sobie z nimi.

Czy cukrzyk może dzisiaj również mierzyć się z tego typu traumami?
Cukrzyk też człowiek, który do momentu wirusa jak i wielu z nas funkcjonował w grupie, stadzie. Codziennie budziliśmy się rano, wykonywaliśmy swoje obowiązki, role społeczne, wracaliśmy do domu, szczęśliwi, że mamy chociaż 5 minut przed pójściem spać dla siebie i być może dla rodziny. Pamiętając też oczywiście o pomiarach glikemii oraz podawaniu insuliny. Mieliśmy swoje radości, problemy, samo życie, mieliśmy swoją przestrzeń, której potrzebuje każdy. Tak wyglądał dzień większości ludzi w końcu i tutaj w większości nie różnimy się niczym od tych bez cukrzycy. Nie różnimy się również pod kątem życiowych doświadczeń jakie ono nam czasami funduje. Cukrzyk, który dzisiaj doświadcza traumy (przemocy, uzależnienia) będącej konsekwencją izolacji, widma utraty pracy to cukrzyk zestresowany, więc prawdopodobnie niewyrównany metabolicznie.

Moja izolacja…
Przebiega dosyć spokojnie, czasami jednak mam wrażenie, ze mam obecnie więcej spraw na głowie niż normalnie. Wstaje rano, spacer z psem, trening, pisanie, rozmowy, znowu spacer z psem i tak już od miesiąca. Każdy dzień niemalże taki sam. Każdy dzień to też lęk o prace, ale tez o problemy z jakimi będziemy się wszyscy mierzyć. Każdy dzień to też brak ludzi, zajęć z pacjentami, pełnej życiowej aktywności i te doskwierają mi coraz bardziej.

Wybierając się na rower od dłuższego czasu nie mam już poczucia bezpieczeństwa, pewności, czy z niego wrócę. Niektórzy kierowcy samochodów, przechodnie na widok rowerzystki nie reagują dobrze, obelgi, wyzwiska. Nie wiem czego się spodziewać tak naprawdę, nie mam pewności, czy komuś w którymś momencie nie przyjdzie do głowy poczęstować mnie nożem... Takich nieprzewidzianych ludzkich reakcji boje się dzisiaj najbardziej. Tymczasem może ten napotkany biegacz, rowerzysta walczy dzisiaj o to, aby nie wpaść ponownie w szpony uzależnienia...

W moim życiu przechodzę już drugi raz przez izolacje. Pierwsza trwała 3 miesiące i przebiegała pod znakiem kontroli, reguł, zasad izolacji społecznej, których trzeba było przestrzegać. Hospitalizacja nie łatwa, często to co dzieje się dzisiaj, gdzieś w pewnych kwestiach mi ją przypomina. Po wyjściu z leczenia zamkniętego nic nie było już takie samo. Zamykając za sobą drzwi szpitala niby stałam się wolna, tymczasem czułam się nienormalna i zlękniona wszystkiego, łącznie z cieniem własnego ciała. Dlatego wiem jak trudno się wraca z izolacji. Mój powrót trwał 2 miesiące. Natomiast pocieszające jest to, że wcale nie musi oznaczać, że po wyjściu będzie gorzej... Na pewno będziemy potrzebowali sporo czasu, aby się przystosować, nauczyć odważnie kroczyć i zmierzać do przodu... Im więcej aktywności, pasji, znajomych, przyjaciół  w naszym życiu tym będzie nam łatwiej. W związku z tym, że przechodziłam już przez izolację, dzisiaj stosuję się do wszystkich obecnych zasad, chociaż uważam, że naruszają nasze prawa. Nie tylko do wolności, ale też te zdrowotne, łamią prawa pacjenta, prawo do zdrowia i dbania o nie. Doświadczona już izolacją i trudem powrotu do normalności, dzisiaj staram się przestrzegać zasad higieny bardziej niż miało to miejsce przed wirusem, ale przede wszystkim kierować zdrowo rozsądkowym podejściem i nie zapominać o tym co było i nadal jest dla mnie ważne, bo tego kierunku zatracić nie mogę. Niestety wirus, główny globalny bohater ostatnich tygodni zostanie z nami już do końca. Mówienie, że za 3 miesiące, czy może 6 sytuacja będzie opanowana jest nonsensem. Osoby, które się bardzo boją i strach je paraliżuje, w tym momencie zatracają nadzieje. Najpierw słyszały o miesiącu, a teraz ten czas wciąż się wydłuża. W przypadku chorób przewlekłych oznacza to, że m. in. Diabetologia, ale i nie tylko będzie mierzyć się z bardzo poważnymi problemami zdrowotnymi pacjentów. Obecnie sytuacja wygląda tak, że jedni odmawiają pilnych konsultacji lekarskich z powodu strachu, inni znowu nie mogą się dostać do lekarza. Tym samym jedni i drudzy są dzisiaj już ofiarami izolacji. Dbajmy o siebie, na tyle ile jest to zgodne z aktualna wiedza medyczną i zaleceniami lekarskimi!!! Nie zaniechajcie tego o co walczyliście przed 14 marca... Na koniec dodam tylko, że nic nie trwa wiecznie, a po deszczu świeci piękne słońce i nad nami zaświeci :)

Komentarze

Popularne posty